poniedziałek, 24 czerwca 2013

Ogłoszenie parafialne

Drogie Czytelniczki/drodzy Czytelnicy,

W związku z obecną sytuacją osobistą i ogólnym natłokiem wszystkiego, jestem zmuszona na bliżej nieokreślony czas zawiesić działalność bloga. Miałam nadzieję, że dam radę publikować chociaż 2-3 posty miesięcznie, ale w tej chwili wygląda na to, że niekoniecznie. I mam wielką nadzieję, że uda mi się szybko wrócić do blogowania.

Pozdrawiam serdecznie,
Moireach

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Zużycia maja

Przyznaję bez bicia, trochę mnie zawiodły moje majowe zużycia - są dużo skromniejsze niż się spodziewałam. A oto i one:

1. Próbka żelu do mycia twarzy Physiogel (Stiefel) - zabrana na krótki wyjazd, przyjemny i delikatny żel, działał jak trzeba.

2. Miniwersja Żelu-kremu nawilżającego (Yves Rocher) - towarzysz kilku wyjazdów, bardzo wydajny, dobrze nawilża, ma dość przyjemny zapach.

3. Wybielająca pasta do zębów (Pearl Drops) - pasta jak pasta, chociaż jak na efekty (a w zasadzie ich brak) to trochę była za droga (za 50 ml ponad 10zł o ile pamiętam).
Następca: Blanx Med. Miszczu, co nie zmienia faktu, że sama bym nie kupiła, bo mega droga.

4. Żel pod prysznic Morze kwiatów (Isana) - zeszłoroczna wiosenna edycja limitowana (widać jakie mam zapasy żelu pod prysznic :P) o przyjemnym zapachu i SLeS na 2 miejscu w składzie zaraz po wodzie.
Następca: Żel czekolada/żurawina (Fruttini), skład zbliżony, ale kupiłam go dla super praktycznej butelki, do której będę przelewać wszystkie następne żele :P

5. Ręcznie robione mydło z gąbką loofah (prezent, więc nie wiem skąd) - było fajne, lekko pilingujące,  została po nim tylko gąbka.
Następca: Oczyszczające mydełko z olejkiem z drzewa herbacianego i rozmarynu (Oriflame) - czy Wy też czasami odnosicie wrażenie, że Oriflame celowo nadaje produktom tak niemożebnie długie nazwy?

6. Żel oczyszczający do rąk (Yves Rocher) - w końcu. Nie był zły, ale ma dość charakterystyczny zapach, który mi się znudził.
Następca: Żel Midnight Pomegranate (Bath & Body Works).

7. Próbka Regenerującego balsamu do ciała SOS (Nivea) - zabrana na krótki wyjazd, balsam dobrze się sprawił, ale ma parabeny w składzie.

8. Krem do rąk o zapachu pomarańczy (Oriflame) - jakaś edycja limitowana. Jeden z najsłabszych kremów, z jakim się zetknęłam.
Następca: Krem do rąk Chai/mandarynka (Essence) - też słaby, ale na lato powinien wystarczyć.

9. Woda toaletowa Like a New Love (Essence) - przyjemny słodki zapach, szkoda tylko, że tak niewydajny. Przy dość ograniczonym stosowaniu (raz dziennie ze 3 "psiki") zużyłam buteleczkę 10 ml w jakieś 2 tygodnie.
Następca: Mgiełka zapachowa Country Chic (Bath & Body Works).

10. Szampon Babydream (Rossmann) - moja bodajże 3 butelka i chyba szampon, przy którym zostanę na dłużej, ma dobry skład.
Następca: ten sam.

11. Próbka Odżywki regenerującej do włosów suchych (Pharmaceris) - niezła i z nienajgorszym składem. W przyszłości się nią zainteresuję.

12. Tusz do rzęs Marble Mania (Essence) - fajny, tylko niestety ktoś go musiał otworzyć zanim go kupiłam, bo błyskawicznie mi wysechł, w 2 tygodnie był nie do użytku. Ma któraś z Was porównanie i potrafiłaby powiedzieć, który tusz ze stałej oferty Essence dawałby najbardziej zbliżony efekt (minus brokat oczywiście)?
Następca: miniatura tuszu High Impact (Clinique).

niedziela, 9 czerwca 2013

::: 52 tygodnie :: tydzień 8 :: 3-9 czerwca :::

Nowość właśnie mijającego tygodnia jest związana z ćwiczeniami kreatywności - po raz pierwszy na podstawie "10 słów" napisałam erotyk :P Generalnie nie przepadam za pisaniem w tej tematyce (w tej tematyce wolę być czytelnikiem), ale tym razem chciałam udowodnić mojej wspólniczce od pisania, że na podstawie akurat tych słów naprawdę da się napisać tekst o tematyce erotycznej. W sumie to było bardzo ciekawe wyzwanie, biorąc pod uwagę, że miałam użyć następujących słów: klon, matryca, kopuła, panika, żelazo, śmierć, zamek, tańczyć, maska, przypadek.

Aa, a poza tym pierwszy raz w życiu słyszałam dudy na żywo - brzmią 100 razy lepiej niż z nagrania :D Miałam nadzieję, że (całkiem niebrzydki ;) dudziarz zagra Flower of Scotland, ale niestety jeszcze nie umiał. Na pocieszenie (głównie moje;) Flower of Scotland w wykonaniu twórców, The Corries:



Jako że szalony okres na ten miesiąc prawdopodobnie lada moment się skończy, na jutro planuję majowe denka, a na wtorek-środę Maj w telegraficznym skrócie. Jak myślicie jakie nowe kosmetyki trafiły do moich ulubieńców i jaki był fail miesiąca? :P

::: 52 tygodnie :: tydzień 7 :: 27 maja-2 czerwca :::

Kolejny raz z poślizgiem - wynikającym z autentycznie szalonego tygodnia zarówno w pracy, jak i prywatnie - przedstawiam nowość poprzedniego tygodnia. Po raz pierwszy w życiu dostałam służbową komórkę. Nie był to mój pomysł - szczerze mówiąc broniłam się rękami i nogami - i bardzo jestem z tego faktu niezadowolona. Zostałam korpoludkiem :P

Sama komórka jest nieduża i zgrabna, a bateria trzyma naprawdę długo - zdecydowanie na plus - i myślę, że będę z niej zadowolona.

piątek, 31 maja 2013

::: 52 tygodnie :: tydzień 6 :: 20-26 maja :::

W zeszłym tygodniu zrobiłam coś może mało interesującego, ale zawsze to dla mnie nowość. Konkretnie - złożyłam moje pierwsze zamówienie na amerykańskim Amazonie (i zanim zaczniecie się ze mnie śmiać, że zapłacę koszty przesyłki, których na brytyjskim Amazonie bym nie miała - nawet z przesyłką na amerykańskim wyszło taniej :P) Wprawdzie przesyłka ma przyjść dopiero na początku lipca, ale nowe notesy nie są póki co aż tak pilne ;)
Do tego, pierwszy raz zdarzyło mi się wieczorem przed dniem pracującym czytać książkę do 3 w nocy. Następny dzień był zdecydowanie do bani, czułam się jak zombie :P Książka była tego warta, ale i tak więcej czegoś takiego nie zrobię, oj nie.

sobota, 25 maja 2013

::: 52 tygodnie :: tydzień 5 :: 13-19 maja :::

Dziś chciałabym pokazać co nowego zrobiłam w zeszłym tygodniu - i jest to wpis, który wyjaśni przy okazji opóźnienie w napisaniu tego posta, jak i moją nieobecność na blogu.

Otóż od zeszłego tygodnia pracuję w mojej firmie na dwóch różnych stanowiskach jednocześnie - i zapewniam, że nie był to mój pomysł. Nie jest łatwo, ciągle się uczę nowych rzeczy i próbuję się ogarnąć z tym całym bałaganem, siedzę po godzinach. Ale oprócz ciągłych problemów oznacza to również, że idę do przodu, rozwijam się, więc nie narzekam. Na szczęście niedługo zrobi się trochę spokojniej, ale już się boję zamknięcia miesiąca ;)

Poza tym od zeszłego tygodnia nie tykam kawy - która w ciągu ostatnich kilku miesięcy stała się stałym towarzyszem moich poranków w pracy, mimo, że nienawidzę smaku kawy, no ale co zrobić jak działa - i jestem z tego faktu niezwykle dumna. Zaczęło się od tego, że pierwszego i drugiego dnia na nowym stanowisku nie miałam czasu na nic i o kawie przypomniałam sobie tuż przed wyjściem z pracy. Stwierdziłam, że skoro poradziłam sobie świetnie bez niej, to jej nie potrzebuję i tego się dalej trzymałam. No i ciągle żyję :)

wtorek, 21 maja 2013

Kwiecień w telegraficznym skrócie



1. Przeczytane <SPOILER ALERT!>
 
Okładki z Wikipedii (stąd i stąd)

Heartless (Gail Carriger) - tom 4 steampunkowej serii Parasol Protectorate. Wampiry i wilkołaki, do tego Alexia, wiktoriańska dama i niezłomna kobieta, która jest w samym środku tego bałaganu. Tym razem w zaawansowanej ciąży musi bronić Londynu przed mechaniczną ośmiornicą i swojego nienarodzonego dziecka przed wampirami. Oj, dzieje się... Zabawna i inteligentnie napisana seria, polecam. Ocena 4/5.

Timeless (Gail Carriger) - tom 5 i ostatni serii Parasol Protectorate. Jak widać z okładki, dzieje się głównie w Egipcie, dokąd bohaterowie udali się, ponieważ bardzo stara wampirzyca zażyczyła sobie poznać córkę Alexii (a przecież najstarszej nie-żyjącej głowie wampirzego "klanu" się nie odmawia). Ocena 4/5.

 
Okładki z Goodreads (stąd i stąd)

City of Lost Souls (Cassandra Clare) - tom 5 serii Mortal Instruments (Dary Anioła w polskiej wersji). Z jednej strony bardziej wciągający niż poprzedni, z drugiej słabszy. Generalnie ma swoje momenty. Clary tym razem walczy nie tylko o życie Jace'a, ale i duszę. Ocena 3.5/5.

Bacstage Pass (Olivia Cunning) - tom 1 serii Sinners on Tour. Muzyka, namiętność i miłość. Jeśli miałabym kiedyś wybrać ulubione pary literackie, Brian i Myrna prawdopodobnie byliby w pierwszej piątce. Ocena 4/5.


2. Obejrzane
Plakat z IMDB (stąd)

Stardust (reż. Matthew Vaughn, 2007) - jeden z moich ulubionych filmów, na podstawie książki mojego ulubionego pisarza Neila Gaimana. Zrobiłam duży błąd w postaci obejrzenia filmu przed przeczytaniem książki (to byłą o ile pamiętam moja pierwsza styczność z Gaimanem, po filmie od razu pobiegłam do Empiku i kupiłam książkę) - w pierwszej chwili zawód był olbrzymi, zakończenie w filmie mocno różni się od książki. Trochę to trwało zanim doceniłam oryginalną, książkową wersję wydarzeń. Co nie zmienia faktu, że do dziś lubię ten film, za Tristana i Yvaine, za kapitana Shakespeare'a i ciepłe zakończenie. I za Iana McKellena jako narratora. Ocena 4.5/5.


3. Najchętniej słuchane
Okładki z Goodreads (stąd, stąd, stąd i stąd)

W marcu w drodze do i z pracy zaczęłam słuchać serii o HP po angielsku i tak się wciągnęłam, że 7. tom skończyłam w drodze powrotnej z weekendu majowego. Narrator ma sympatyczny głos, naprawdę przyjemnie się słuchało.


4. Najchętniej używane

Korektor All Cover Mix (Make Up Store) - mój ulubiony korektor, co się będę rozpisywać - i tak pojawia się w dowolnego rodzaju ulubieńcach kolejny raz ;)

Maść oliwkowa (Ziaja) - krótki dobry skład, polska nietestująca firma, świetna jako balsam na wyjątkowo spierzchnięte usta. Na każdy przesuszony rejon skóry - twarz, ciało, łokcie... Rewelacja. I ta cena, ok. 5zł/20ml.

Zapach elektryczny Island Margarita (Bath & Body Works) - świetny, świeży, energetyzujący.


5. Najchętniej jedzone

Grzanki a la bar wydziałowy - czyli takie jak serwowali (i pewnie dalej serwują w barze na moim wydziale na uczelni): z bazylią i oregano, koniecznie z grzankownicy, a nie z mikrofali. Rewelacja z pomidorem, palce lizać!

Owsianka - na śniadanie, taka jaką pokazałam tutaj. Albo bez jogurtu, a z bananem. Albo na inny improwizowany sposób ;)


6. Najlepszy zakup

Maść oliwkowa (Ziaja) - w zasadzie nie zakup, a prezent, ale zakupów w kwietniu zrobiłam tak mało, że zupełnie nie ma z czego wybrać. A to zdecydowanie najlepszy nowozdobyty produkt :)


7. Podróże

Wielkanoc w Trójmieście cd - w zasadzie tylko półtora dnia, no ale zawsze coś ;)

Wyjazd na majówkę do Trójmiasta - tutaj tylko podróż nad morze ostatniego dnia miesiąca, ale się liczy jako podróż, czyż nie? Skoro spędziłam 6h w autobusie ;)


8. Win kwietnia

Moja 'impreza' urodzinowa - najspokojniejsza impreza ever, wyjście z koleżankami do miłej restauracyjki, ale i tak było super. Dostałam najfajniejszy kubek na świecie i ciekawie zapowiadającą się książkę jednego z moich ulubionych autorów - Davida Webera.

Wizyta mamy - mieszkam w stolycy już dobrych kilka lat, ale nigdy nie odwiedził mnie nikt z bliskiej rodziny (oprócz taty, ale nie liczę, bo to i tak było zawsze przy okazji wyjazdów służbowych). W końcu na weekend przyjechała do mnie mama i było super - pospacerowałyśmy, pozwiedzałyśmy i nagadałyśmy się na zapas.


9. Fail kwietnia

Za miękki materac i bolące plecy - nowe miejsce do mieszkania, nowe łóżko i wręcz zapadający się materac, od którego już po pierwszej nocy bolały mnie plecy. Póki co śpię na podłodze na karimacie i muszę przyznać, że mój kręgosłup to lubi ;)

Buty - moje eleganckie nowe buty okazały się zabójstwem dla moich stóp. Noszę je ostrożnie, 2-3 razy w tygodniu w nadziei, że stopy się przyzwyczają. Co nie zmienia faktu, że ich zdejmowanie jest za każdym razem jak jakaś kosmiczna ekstaza ;)

Pająk potwór w pokoju - największy pająk jakiego w życiu widziałam (na żywo; bo w telewizji to i większe się widziało :P). W moim pokoju. Generalnie nie mam nic do pająków, ale jak cholerstwo o tułowiu ok. 2cm i rozpiętości nóg przynajmniej 5cm (i to nie z tych cieniutkich, tylko dość grubych i włochatych) przewędrowało mi bezczelnie przez środek pokoju i śpiwora, to była to już lekka przesada.

niedziela, 12 maja 2013

::: 52 tygodnie :: tydzień 4 :: 6-12 maja :::

We właśnie kończącym się tygodniu zrobiłam jak narazie najciekawszą rzecz jaką robiłam w ramach projektu - razem z Anią <KLIK> zasiadłyśmy do ćwiczeń kreatywności i pisania.

Pierwsze ćwiczenie polegało na napisaniu krótkiego, fabularnie trzymającego się kupy tekstu z użyciem 10 wybranych przez nas słów (a starałyśmy się wybierać jak najmniej związane ze sobą ;) żeby nie było za łatwo). Za drugim razem wybrałyśmy słowa związane ze sobą tematycznie, ale za to nadałyśmy nawzajem swoim tekstom tytuły zupełnie z innej beczki - ta wariacja była niezłym wyzwaniem.

Drugie ćwiczenie było bardzo podobne, ale pisałyśmy z użyciem Story Cubes - i to też było niezłe wyzwanie, bo interpretacji obrazków na kostkach jest tyle ile graczy.






Najbardziej zaintrygowała mnie kostka widoczna po prawej stronie - ile ciekawych motywów można z tego obrazek wyciągnąć!





Nie mogę się doczekać następnej sesji kreatywności, to była naprawdę świetna zabawa! :)

Zużycia kwietnia

Dziś przedstawiam zużycia kwietnia. Nie jest ich jakoś dużo (szczególnie, że 3 produkty idą do śmieci nie skończone), w tym miesiącu będzie chyba więcej.

Oto i one:
1. Mydło Fig & Cherry (Berkeley Square) - mydło jak mydło, z niezłym składem (choć do Lawendowej Farmy się nie umywa). Niezły zapach, nieźle się pieni, ale za tą cenę więcej nie kupię (20zł za mydło? Bez przesady!).
Następca: naturalne mydło z gąbką loofah (?).

2. Sól do kąpieli fiołek i czerwona koniczyna (Wellness & Beauty) -  absolutny przeciętniak. Dała troszkę piany, lekko zabarwiła wodę, przyjemnie pachnie, ale ani zapach ani piana nie wytrzymały długo, a i właściwości pielęgnujących brak. Kiepskawy skład (sporo parabenów).
Następca: brak (od przeprowadzki nie mam wanny).

3. Mgiełka do ciała Róża i brzoskwinia (Avon) - przyjemny zapach i kiepskawa trwałość, to w zasadzie wszystko co mogę o niej napisać.
Następca: woda toaletowa Like a new love (Essence).

4. Szampon (Babydream) - delikatny szampon z najlepszym składem na jaki trafiłam w szamponie. Przyzwoicie myje, dobrze się spłukuje, a to w zasadzie wszystko czego wymagam od szamponu.
Następca: ten sam.

5. Balsamy do ust Cherry i Jasmine green tea (Carmex) - uwielbiane, powszechnie zachwalane, kultowe wręcz balsamy, które dla mnie są... porażką roku. Szczypią i w ogóle nie nawilżają, zostawiają usta natłuszczone. Szybkie spojrzenie na skład (kupiłam je kiedy jeszcze nie interesowałam się składami) wyjaśniło sprawę - na pierwszym miejscu Petrolatum, a nieco dalej Paraffinum Liquidum, a tuż a tym Camphor i Menthol. A do tego paskudny zapach. Nigdy więcej.
Następca: Vitamin shake (Nivea) - również kupiony dość dawno temu.

6. Próbka Kremu BB (Lumene) - byłam zadowolona ze wszystkich właściwości tego BB do czasu kiedy zaczęły mi wyskakiwać wypryski i to chyba właśnie jego wina. Niestety.

7. Modelujący podkład w musie z aloesem (Bell) - ogólnie nie był tragiczny, ale i tak cieszę się, że się z nim rozstaję.
Następca: Fluid matujący Under 20 (Eris).

Na zdjęcie nie załapał się ostatni produkt:
8. Belissa na włosy, skórę i paznokcie (Aflofarm) - faktycznie poprawiła wygląd moich włosów, stały się bardziej błyszczące, gładsze i ogólnie zdrowiej wyglądają.
Następca: chwilowo żaden, jakoś nie trafiłam na żadną promocję.

sobota, 11 maja 2013

Projekt denko - podsumowanie

W końcu, z poślizgiem (ostatnio widzę, że wszystko mam z poślizgiem; nie znoszę się przeprowadzać:/) przedstawiam podsumowanie rozpoczętej w styczniu akcji denkowej pod hasłem "Wiosenne porządki, czyli zdążyć do Wielkanocy", którą zakończyłam 31 marca.


1. Krem nawilżająco-równoważący Formuła 2 (Mary Kay) - całkiem dobry krem nawilżająco-matujący, już wycofany z oferty. Zużyty w marcu.

2. Odżywczy krem do twarzy z czerwonym jabłkiem i owsem (Oriflame) - używałam go na noc, jak dla mnie za gęsty na dzień. Taki sobie. Zużyty w marcu.

3. Balsam do ust Summer Fruit (EOS) - kocham go, wielbię go. Jest niesamowicie wydajny i w ogóle cudowny. To co nie dało się zużyć czeka na transformację we wcielenie 2 ;) Zużyty w marcu.

4. Peeling o zapachu bzu (Joanna) - boski zapach, a do tego całkiem niezłe działanie, i już mnie kusi, żeby kupić kolejny ;) Zużyty w marcu.

5. Płyn do kąpieli Spiced Orange (Avon) - ładny zapach, średniak. Nie zużyty.

6. Balsam do ciała w kostce (Lawendowa Farma) - kolejna miłość, 100% natura. Jedyny minus - wchłania się w ubrania jak dziki. Zużyty w lutym.

7. Odżywka do włosów z oliwą z oliwek (Body Shop) - przyzwoita odżywka, choć nie będę za nią tęsknić. Potwornie gęsta. Zużyta w lutym.

8. Puder transparentny (Catrice) - lubię go, daje świetny efekt, bardzo dobrze matuje. Nie zużyty.

9. Wydłużający tusz do rzęs (Mary Kay) - wydajny, ładnie rozdziela i wydłuża rzęsy. Zużyty w marcu.

10. Pomadka z błyszczykiem (Avon) - bezsensowny zakup sprzed jakiegoś roku, zupełnie nie "mój" kolor. Nie zużyta.

::: 52 tygodnie :: tydzień 3 :: 29 kwietnia-5 maja :::

Z poślizgiem prezentuję, co nowego zrobiłam w zeszłym tygodniu ;)

Otóż tym razem zdecydowałam się na coś, co prawdopodobnie większość dziewczyn uzna ze zupełnie normalne i tylko zdziwi się, że nigdy tego nie robiłam. Jest to ponownie dział odzieżowy, czyli - badum tss - stringi. Zdarzało mi się je wkładać na krótko w domu, ale zawsze uznawałam je za zbyt niewygodne, żeby nosić je na codzień. Tym razem nosiłam stringi przez cały tydzień, łącznie z dniem odwiedzin u siostry mojej babci ;)

I choć raczej nie będzie to moja "go to" bielizna, było to ciekawe doświadczenie i na pewno będę w przyszłości używać takiego modelu. I przykro mi, ale zdjęć nie będzie :P

Poza tym, w zeszłym tygodniu z "pierwszych razów" zdarzył mi się dość smutny - oficjalnie znalazłam na swojej głowie pierwszy siwy włos.

Proszę państwa, dowód numer 1.

Szczerze mówiąc, byłam mocno zaskoczona, przecież jestem za młoda nawet na pierwszy siwy włos. No, ale (szczególnie w przypadku kobiety) lepiej siwieć niż łysieć ;)

I z tą optymistyczną myślą pozdrawiam i do następnego :)

wtorek, 30 kwietnia 2013

::: 52 tygodnie :: tydzień 2 :: 22-28 kwietnia :::

Dziś przedstawiam moją nowość z drugiego tygodnia akcji - pierwsze z własnej woli kupione eleganckie, kobiece buty (i to na sporym obcasie!).

"Winę" za ten zakup ponosi mój przyjaciel, który uparł się, że pokaże mi jakie buty powinnam nosić zamiast sportowych, które noszę najczęściej. Zabrał mnie do CCC, a potem Deichmanna i z uporem maniaka wyszukiwał mi nowe modele do przymiarki (kiedy ja miałam coraz większą ochotę zacząć jęczeć, że mam dość;) aż trafiliśmy na te:


Przez dobrych kilka dni intensywnie o nich myślałam, ale nie miałam czasu się po nie wybrać. Aż w końcu czas się znalazł, a ja poszłam przymierzyć buty jeszcze raz (i sprawdzić czy ich przypadkiem nie idealizowałam przez tych kilka dni;) - pasowały tak idealnie jak pamiętałam, więc po krótkim wahaniu je kupiłam. Są naprawdę świetne, tylko muszę je trochę rozchodzić, bo pierwszy dzień był absolutnym koszmarem.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Marzec w telegraficznym skrócie

Dziś pierwszy odcinek nowej serii czyli marzec w telegraficznym skrócie:



1. Przeczytane


Okładki z Wikipedii - stąd i stąd.

Royal Assassin (Robin Hobb) - tom drugi Farseer Trilogy, o której planuję napisać więcej już wkrótce. Wciągająca fabuła, złożony bohater, którego mimo jego zajęcia nie da się nie lubić. Dla mnie bomba. Ocena 4,5/5. *

Assassin's Quest (Robin Hobb) - tom trzeci Farseer Trilogy. Troszkę jak na mój gust udziwnione rozwiązanie głównego wątku, ale ogólnie trzyma poziom. Ocena 4/5. *


Okładki z Lubimy Czytać - stąd i stąd.

Księżniczka z lodu (Camilla Lackberg) - pierwszy tom serii o Erice Falck i Patriku Hedstrom. Naprawdę wciągający kryminał, dobrze napisany. Miałam miliony hipotez co do tego co się naprawdę stało, a i tak na końcu okazało się, że wszystkie były błędne. Jedna z książek, których nie mogłam wypuścić z ręki do ostatniego zdania. Ocena 4/5. 

Kaznodzieja (Camilla Lackberg) - tom drugi serii o Erice i Patriku. Jeszcze bardziej wciągający niż poprzedni, szkoda tylko, że Erika - główna postać w Księżniczce - została w tej książce potraktowana po macoszemu i jest postacią dalszoplanową. Ocena 4/5.


2. Obejrzane


Plakaty z Filmwebu - stąd i stąd.

Avengers (reż. Joss Whedon) - być może widziałabym w tym filmie coś więcej, gdybym była fanką komiksów Marvela, ale ponieważ nie jestem, zapamiętałam głównie widowiskowość, zabawne/bezczelne odzywki Iron Mana, świetną Czarną Wdowę i Thora. Ocena 3,5/5.

Asterix i Obelix: Misja Kleopatra (reż. Alain Chabat) - choć fanką dubbingu generalnie nie jestem (uznaję go tylko w animacjach), to tutaj jestem pełna podziwu dla ekipy, która zrobiła świetną robotę w tłumaczeniu, dobraniu głosów i realizacji. Moja ukochana scena? Nubernabis przedstawia swojego skrybę Otisa, który zapytany przez Panoramixa czy dobrze jest być skrybą, odpowiada:
Moim zdaniem to nie ma tak, że dobrze albo że nie dobrze. Gdybym miał powiedzieć, co cenię w życiu najbardziej, powiedziałbym, że ludzi. Ekhm... Ludzi, którzy podali mi pomocną dłoń, kiedy sobie nie radziłem, kiedy byłem sam. I co ciekawe, to właśnie przypadkowe spotkania wpływają na nasze życie. Chodzi o to, że kiedy wyznaje się pewne wartości, nawet pozornie uniwersalne, bywa, że nie znajduje się zrozumienia, które by tak rzec, które pomaga się nam rozwijać. Ja miałem szczęście, by tak rzec, ponieważ je znalazłem. I dziękuję życiu. Dziękuję mu, życie to śpiew, życie to taniec, życie to miłość. Wielu ludzi pyta mnie o to samo, ale jak ty to robisz?, skąd czerpiesz tę radość? A ja odpowiadam, że to proste, to umiłowanie życia, to właśnie ono sprawia, że dzisiaj na przykład buduję maszyny, a jutro... kto wie, dlaczego by nie, oddam się pracy społecznej i będę ot, choćby sadzić... znaczy... marchew.
Generalnie świetna komedia dla całej rodziny. Ocena 5/5.


3. Najchętniej słuchane



One More Night (Alex Goot, Chrissy Costanza z Against The Current, Julia Sheer, Luke Conard, Chad Sugg, Ingrid Nilsen, Corey Gray) - youtubowy collab, cover o wiele lepszy od oryginału.


4. Najchętniej używane

Płyn micelarny do mycia twarzy i oczu Physio (Tołpa) - dobrze radzi sobie z podkładem i korektorem oraz makijażem oczu, choć nie wiem jak się sprawuje z wodoodpornym tuszem do rzęs, bo takiego nie używam.

Korektor All Cover Mix (Make Up Store) - gęsty, dobrze kryjący korektor, który świetnie radzi sobie pod oczami. Aż szkoda, że firma zniknęła z polskiego rynku.

Pomadka Ultimate Lip Glow (Catrice) - dostępna w jednym kolorze One Shade Fits All, daje piękny efekt "my lips but better". Trochę droga, ale warta swojej ceny.


5. Najchętniej jedzone

Kanapka dnia (Subway) - pycha, sycąca kanapka za 7,77 zł, każdego dnia tygodnia inna. Byłam w lekkim szoku kiedy doliczyłam się, że w marcu skusiłam się na nią aż 7 razy.

Domowe papu podczas świąt - sałatka warzywna, pstrąg w cytrynie, kotlety w przyprawie gyros... Wcinałam wszystko z wielkim apetytem ;)


6. Najlepszy zakup

Wkład zapachowy Island Margarita (Bath & Body Works) - świetny, świeży, energetyzujący zapach. I wydajny.


7. Podróże

Jednodniowy wyjazd służbowy na Śląsk - nic ciekawego, pobudka bladym świtem, jazda w śnieżycy, spotkanie i powrót.

Wielkanoc w Trójmieście - pogoda była taka sobie, więc za dużo nie spacerowałam, ale czas spędziłam zacnie.


8. Win marca

Znalezienie świetnego pokoju w świetnym domu - wprawdzie od przeprowadzki zdążyłam już znaleźć kilka wad, ale i tak nie narzekam :)


9. Fail marca

Mój pracodawca - nie dość, że wypłacanie wynagrodzenia zostało opóźnione z końcówki miesiąca na ok. 10. dzień kolejnego (bez ostrzeżenia i szansy na obcięcie wydatków, żeby pieniędzy wystarczyło na prawie 2 tygodnie dłużej niż normalnie), to na dodatek wprowadzono nowe zasady dot. ubioru obowiązującego w pracy (przez co nie mając kasy musiałam kupić kilka nowych rzeczy). Smart move, boss.

czwartek, 25 kwietnia 2013

::: 52 tygodnie :: tydzień 1 :: 15-21 kwietnia :::

Z poślizgiem przedstawiam pierwszy efekt projektu 52 tygodnie. Zaczęłam dość ostrożnie, by nie powiedzieć nudno, od zmiany w odżywianiu.

W zeszłym tygodniu zaczęłam jeść zdrowe śniadania - przez cały tydzień wcinałam owsiankę (której nigdy dotąd nie jadłam), w wersji szybkiej i zdrowej. I super wygodnej - większość można przygotować wieczorem, a rano dokończenie zajmuje tylko chwilę.

Surowe płatki owsiane (4 kopiaste łyżki według przepisu, ja daję 5-6), zalewam zimną wodą lub mlekiem na  tyle, żeby płyn nie wystawał ponad płatki i dodaję łyżkę miodu. Na to sypię suszoną żurawinę, rodzynki, ziarna słonecznika (inne pomysły - garść orzechów, ziaren, suszonego ananasa itp.), przykrywam talerzem i zostawiam na noc. Rano dodaję starte na grubej tarce jabłko, sok z połowy cytryny do smaku (raz z braku jabłka dodałam pokrojonego banana i też było ok) i mały jogurt naturalny, daję trochę cynamonu do smaku i mieszam.

Może nie wygląda pięknie, ale jest pyszne, zdrowe i sycące.

Skusicie się? Naprawdę polecam :)

Zużycia marca

Powoli zaczynam już wprowadzać niedawno zapowiadane zmiany, ale narazie chcę nadrobić zaległości. Na pierwszy ogień kolejny raz spóźnione zużycia miesiąca - ale na szczęście wszystko wskazuje na to, że w końcu będę mogła pisać bardziej regularnie.

Oto i moje denka:

1. Krem nawilżająco-równoważący Formula 2 (Mary Kay) - ostatnie kilka tygodni używałam go tylko na dzień, bo miał tendencje do lekkiego wysuszania mojej skóry. Jest bardzo wydajny, dobrze matuje i świetnie sprawuje się pod podkład.
Następca: Krem na dzień Complete Balance (Avon).

2. Odżywczy krem do twarzy z czerwonym jabłkiem i owsem (Oriflame) - gęsty, średnio nawilża, generalnie nic nie robi. Cieszę się, że już się skończył.
Następca: Krem do twarzy z paczulą i ylang ylang (Oriflame).

3. Kapsułki pielęgnujące z wyciągiem z orchidei (Alterra) - moja weekendowa kuracja supernawilżająca. Używam chyba od roku i ciągle uważam, że są świetne.
Następca: to samo.

4. Krem pod oczy Aqua Youth (Avon) - w zasadzie nic nie robi, daje lekki efekt chłodzący i uczucie nawilżenia tuż po aplikacji.
Następca: Podwójny krem pod oczy Vitamin C (Body Shop).

5. Balsam do ust Summer Fruit (EOS) - mój ukochany balsam jest już nie do użytku, zużyłam go do zupełnej płaskości, a jest za gęsty, żeby używać go palcami. Ale na pewno nie wyląduje w koszu, zamierzam go lekko "rozrzedzić" płynnym olejem (może arganowym) i wtedy powinien nadawać się do użytku palcami :)
Następca: Balsam do ust wiśniowy (Carmex).

6. Próbka Kremu BB (Smashbox) - szkoda, że Smashbox testuje, bo to najlepszy BB z jakim miałam do tej pory do czynienia. Zna ktoś jakieś fajne nietestowane?

7. Tusz do rzęs (Mary Kay) - aż szkoda, że testowany, ehh. Fajny i naturalnie wyglądający (a przynajmniej w tych ilościach, w jakich go używałam), dobrze się trzyma.
Następca: Tusz do rzęs Marble Mania (Essence) - tak, wiem, że ta edycja limitowana była w zeszłym roku, ale dopiero teraz udało mi się wykończyć Mary Kay :P

8. Peeling bzowy (Joanna) - zdecydowany ulubieniec, mimo składu pewnie jeszcze kiedyś go kupię. Cudnie pachnie i nieźle pilinguje.
Następca: Mydło z gąbką loofah (?).

9. Próbka Peelingu Spa Fit (Body Shop) - super zdziera, ale strasznie dziwnie pachnie.

10. Próbka Masła do ciała żurawina (Body Shop) - gęste i pięknie pachnące, z edycji świątecznej.

11. Krem do rąk Satin Hands (Mary Kay) - miniwersja, którą miałam w szufladzie w pracy, i która ratowała mnie przed przesuszeniem dłoni od mycia rąk i klimatyzacji.
Następca: to samo.

12. Szampon wzmacniający do włosów zniszczonych i wypadających (Farmona) - to moja ostatnia butelka, jako że dowiedziałam się, że SLES może powodować łupież i łysienie (nawiasem mówiąc, fajny pomysł, żeby dodawać takie składniki do szamponu, który ma wzmacniać wypadające włosy). Przyjemnie ziołowo pachnie.
Następca: Szampon do włosów (Babydream).

13. Belissa na włosy, skórę i paznokcie (Aflofarm) - faktycznie poprawiła wygląd moich włosów, są bardziej błyszczące, gładsze i ogólnie zdrowiej wyglądają.
Następca: to samo.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Ulubieńcy zimy


Jako że wiosna już się zaczęła jakiś czas temu, przyszła pora na ulubieńców zimy.

1. Balsam do ust (Noni Care) - balsam, który służy mi w pracy. Fajnie nawilża, ma dobry skład, ładnie pachnie. Minusy? Nie zauważyłam. Ok. 7zł/5g.

2. Balsam Summer Fruit (EOS) - mega wydajny (mam go ponad rok), cudnie pachnący, dobrze odżywiający balsam, co więcej - z dobrym składem i nie testowany na zwierzętach. Minusy? Dostępność. Pełna recenzja tutaj. Ok. 16-24zł/7g.

3. Mydełka (Lawendowa Farma) - naturalne, ładnie pachnące, dobrze pieniące się mydełka. Minusy? Cena. Pełna recenzja wkrótce. 8-11zł/110g.

4. Peeling o zapachu bzu (Joanna) - przepięknie pachnie, nieźle peelinguje, niestety ma taki sobie skład (zawiera SLES). Być może jeszcze kiedyś kupię dla działania i zapachu. Minusy? Skład. Ok. 16zł/300g.

5. Balsam do ciała w kostce Nakomarek (Lawendowa Farma) - 100% naturalny, bosko pachnący ziołami balsam. Nie wiem czy faktycznie odstrasza komary, ale i tak go uwielbiam. Na pewno w przyszłości wypróbuję inne. Minusy? Niedostępny. ?/50g.


6. BB Cream (Smashbox) - jak narazie najlepszy zachodni BB jakiego używałam. Niestety piekielnie drogi, trochę szkoda tyle wydawać na jeden kosmetyk. Minusy? Cena. Ok. 160zł/30ml.

7. Róż Cheek Glaze w kolorze Pomegranate (Mary Kay) - przepiękny kolor (kojarzy mi się trochę z wampirzym różem w żelu z Essence), lekko transparentny. Niezła trwałość. Minusy? Testowany na zwierzętach. Niedostępność i cena. Ok. 50zł/8g.

8. Odżywczy balsam do ust z czerwonym jabłkiem i owsem (Oriflame) - przyjemny balsam o niezbyt imponujących właściwościach nawilżających, ale za to pięknym czerwonym kolorze, który na ustach daje wzmocnienie naturalnego koloru, i przyjemnym zapachu. Kiedy nie chce mi się malować ust, sięgam najczęściej właśnie po niego, daje bardzo ładny naturalny efekt. Minusy? Nikłe właściwości nawilżające i niedostępność. 13zł/6g.

9. Balsam do ust Lip Nectar w kolorze Passionfruit (Mary Kay) - piękny kolor (szczególnie na zimę), nakładany oszczędnie i dobrze rozprowadzony na wargach w roli lipstaina wygląda rewelacyjnie. Nazwa "balsam" jest mocno myląca - produkt nie ma właściwości nawilżających, za to jest niesamowicie napigmentowany. I pachnie jak tradycyjna szminka ;) Minusy? Niedostępny, drogi i testowany na zwierzętach. Ok. 50zł?/1.6g.

10. Kredka Eyebrow Lifter Hollywood's Fabulous 40's (Catrice) - hit limitowanki, tańszy odpowiednik High Brow Benefitu, jasnoróżowa matowa kredka. Do użycia pod łukiem brwiowym, w kącikach, na linii wodnej... Kremowa, łatwa w obsłudze, mega trwała i wydajna. Minusy? Już niedostępna. Ok. 13zł/3g.

11. Zapach elektryczny Spiced Cider (Bath & Body Works) - przecudny zapach na okres jesienno-zimowo-świąteczny, mega wydajny, sporo zapachów do wyboru, nietestowany. Minusy? Słaba dostępność w Polsce. Ok. 20zł/24ml.

KITY:
12. Szampon podkreślający kolor do włosów brązowych (Yves Rocher) - średnio oczyszcza, w moim przypadku spowodował konieczność częstszego mycia włosów. Kiepskawy skład.

13. Musujące pastylki do kąpieli (Estetica) - nieprzemyślany, spontaniczny zakup. Całkowicie zmarnowane pieniądze, bo pastylki nie zrobiły zupełnie nic. Pełna recenzja tutaj.

sobota, 13 kwietnia 2013

52 tygodnie nowości

Ostatnio stwierdziłam, że moje życie stało się jedną wielką nudną rutyną. Dlatego kiedy trafiłam na nieaktywnego już bloga 52 New Things, uznałam to niemal za znak.

Krótko mówiąc, od 15 kwietnia, przez rok, w każdym tygodniu zrobię coś, czego nigdy nie robiłam - nieważne, czy będzie to spróbowanie nowej potrawy, czy skok na bungee (ok, tego wolałabym nie robić :P), w każdym tygodniu ma być coś nowego. Dzięki temu, mam nadzieję, życie stanie się ciekawsze, poznam nowych ludzi, a rok 2013 zapamiętam na długo.

Dlatego bardzo Was proszę o pomysły na nowe rzeczy (na podstronie projektu), bo wiadomo, że zawsze inna osoba wpadnie na pomysły, które nam by nie przyszły do głowy :)

Ogłoszenie parafialne - zmiany, zmiany, zmiany

Ostatnio wiele działo się w moim życiu (stąd moja nieobecność w ostatnim czasie) i postanowiłam w pewnym sensie odzwierciedlić to zmianami na blogu.

Przede wszystkim niedawno zdałam sobie sprawę z faktu, że zaczęła mnie uwierać monotematyczność tego bloga. Dlatego postanowiłam rozszerzyć jego tematykę o inne interesujące mnie sfery - książki, filmy, seriale, muzykę itd.

Poza tym najprawdopodobniej znikną z bloga ulubieńcy kwartału (choć nad tym jeszcze się zastanawiam) i pojawi się podsumowanie miesiąca (to na pewno). W najbliższym czasie rozpocznę również duży projekt, pojawi się też wyprzedaż blogowa.

Mam nadzieję, że spodobają się Wam te zmiany.

sobota, 16 marca 2013

Modelujący podkład w musie z aloesem - Bell

Modelujący podkład w musie z aloesem to produkt, który zakupiłam zachęcona informacjami firmy wypuszczonymi na Facebooku. Niestety zawiodłam się na tym produkcie. Żałuję, że nie poczekałam trochę na opinie - na Wizażowym KWC są ogólnie nienajlepsze - pewnie bym nie kupiła.

Wygląda tak:


A tak przedstawiają się swatche:

Górny swatch od razu po nałożeniu, dolny po porządnym myciu wodą i mydłem; przy okazji pokazuję trwałość lip tintów Bell po ocieraniu się o rękaw kurtki, kilkukrotnym zakładaniu i zdejmowaniu rękawiczek i kilkukrotnym myciu rąk - to te dwie czerwonoróżowe kropki na dole po prawej :P


Krycie ma niestety słabe - od żadnego do lekkiego, znam kremy koloryzujące o lepszym kryciu. Pomysł na 2 kolory w 1 opakowaniu bardzo dobry, choć ciemniejszego mogłoby być 1/4 opakowania, a nie 1/2 - zdecydowanie nie używam go aż tyle co jaśniejszego (co widać na zdjęciu - jasny już prawie mi się skończył, po ciemnym ledwo widać, że w ogóle go używam). Pomysł na 4w1 również jak najbardziej słuszny, tylko wykonanie kiepskie - jako baza i bronzer się to sprawdza, ale jako podkład+korektor już nie bardzo. Co to za korektor, którego nie można użyć pod oczami? Trwałość na plus, szczególnie po lekkim przypudrowaniu. Bell chwali się, że produkt zawiera aloes (w drugiej połowie składu), co jak rozumiem ma oznaczać, że ma właściwości nawilżające - nie zauważyłam żadnego nawilżenia.

SKŁAD: (megadługi i tak drobnym drukiem, że przeczytać go można tylko pod lupą)
Cyclopentasiloxane, Isododecane, Talc, Isostearyl isostearate, Cyclohexasiloxane, Dimethicone crosspolymer, Microcristallina Cera (Microcrystalline wax), Isopropyl palmitate, Silica dimethyl silylate, Copernicia cerifera (Carnauba) wax, Disteardimonium hectorite, Dimethicone/vinyl dimethicone crosspolymer, Dimethiconol, Lanolin, Aloe barbadensis leaf extract, Paraffinum liquidum (mineral oil), Glyceryl carpylate, Propylene carbonate, Triethoxycaprylylsilane, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl palmitate, Ascorbic acid, Citric acid, CI 77491, CI 77492, CI 77499 (iron oxides), CI 77891 (titanium dioxide).

PLUSY:
  • Podkład i bronzer w jednym,
  • Dobra trwałość,
  • Produkt nietestowany na zwierzętach,
  • Dostępność,
  • Przyzwoita cena,
  • Polski produkt.

MINUSY:

  • Słabe krycie,
  • Podkreśla suchą skórę,
  • Proporcje ilości podkładu do bronzera,
  • Tylko 4 kolory do wyboru,
  • Zawiera silikony - może zapychać,
  • Kiepski skład.

CENA: ok. 25zł/13g.

OCENA: 3/5.

Używałyście już Face Modellera? Jak Wam się podobał? Podzielcie się! :)

poniedziałek, 11 marca 2013

Zużycia lutego

Jako że mamy już marzec, dziś kolejny post ze zużyciami. Luty pod tym względem był taki sobie:


1. Żel myjący + peeling + maseczka 3w1 (Garnier) - całkiem nieźle sprawował się używany na co dzień, wystarczająco delikatny i wystarczająco złuszczający. Niestety Garnier testuje na zwierzakach, więc już się nie spotkamy.
Następca: Kojący żel oczyszczający z organicznymi ekstraktami z jagody i lawendy (które oczywiście są prawie na samym końcu dość długiego i mocno chemicznego składu).

2. Mydło Różowy grapefruit (Lawendowa Farma) - bardzo fajne 100% naturalne mydło, dobrze się pieni, delikatnie pachnie.
Następca: Mydło Wiśnia i figa (Berkeley Square).

3. Balsam w kostce Nakomarek (Lawendowa Farma) - wielbię za zapach, nawilżenie i naturalny skład. Pełna recenzja tutaj.
Następca: Balsam do ciała Malina i jeżyna (I Love...).

4. Szampon odżywczy z wyciągiem z owsa (Yves Rocher) - taki sobie, mocno chemiczny skład, średnio wydajny. Więcej się nie spotkamy.
Następca: Szampon wzmacniający do włosów zniszczonych i wypadających (Farmona) - to będzie moja ostatnia butelka, ma SLES w składzie.

5. Miniwersja odżywki Rainforest Shine (Body Shop) - dziwny zapach, tak gęsta konsystencja, że wręcz nie dało się paskudy wycisnąć z butelki, nawet niezły skład. Więcej się nie spotkamy.
Następca: Odżywka w kostce Jungle (Lush) - to mi zajmie sporo czasu, mega wydajna.

6. Próbka żelu do mycia twarzy Pure System (Yves Rocher) - wzięłam na tygodniowy wyjazd, żeby w końcu zużyć. Zaskoczył mnie dość pozytywnie, ma sporo malutkich drobinek złuszczających, jest delikatny i wydajny. Ale zawiera SLES.

7. Maseczka aloesowa (Alterra) - bardzo przyjemnie nawilżająca maseczka i miła odmiana od maseczek peel-off i innych zasychających - nie zasycha na twarzy, nie ściąga, niedroga i ma niezły skład. Na pewno jeszcze kupię.

8. Musujące pastylki do kąpieli melon/limonka (Estetica) - bubel. Pełna recenzja tutaj.

9. Próbka maski do włosów Aqua Light (Pantene) - wzięłam na wyjazd, nie przeczytawszy opisu na saszetce. I tak, zamiast odżywki, wzięłam maskę "chroniącą przed uszkodzeniami spowodowanymi szczotkowaniem lub stylizacją" :/ Szkoda mi było wyrzucać, więc zużyłam, ale nie zauważyłam żadnego działania. Skład ma średniawy.

10. Próbka pasty do zębów Sensitive Pro Relief (Colgate) - wzięłam na wyjazd. Pasta jak pasta, tylko za mało miętowa i odświeżająca.

A Wam jak idą zużycia? Zużyłyście ostatnio coś co Was zachwyciło? Podzielcie się! :)

wtorek, 26 lutego 2013

Balsam do ciała w kostce - Lawendowa Farma

Jakoś latem na blogu Lawendowej Farmy pojawił się konkurs na nazwę dla odstraszającego komary balsamu twardego. W konkursie nagrodzone zostały dwie propozycje: "Nakomarek" i "Wykomarzaj!" - druga autorstwa niżej podpisanej, w związku z czym taki balsam otrzymałam na własność :)

Podoba mi się w nim wszystko, od zabawnego komara na opakowaniu, przez właściwości nawilżające, po boski zapach. Ale po kolei. Balsam wyglądał tak:



Balsam miał postać okrągłej kostki (oksymoron, ale co zrobić jak to prawda :P) ze wzorem z cynamonu na wierzchu. Rozgrzany ciepłem dłoni łatwo i przyjemnie rozprowadzał się na skórze. Gęsty, treściwy, supernawilżający, o pięknym ziołowym zapachu.

Czy działał odstraszająco na komary? Szczerze mówiąc... nie mam pojęcia. Przez całe lato i jesień nie spotkałam ani jednego. Ale bez względu na odstraszanie czy jego brak, chętnie sięgnęłabym po kolejną kostkę nawet dla samego zapachu. I na bank sięgnę po jego innych kolegów (najbardziej interesują mnie herbaciany i grapefruitowy).


SKŁAD:
olej kokosowy, masło shea, wosk pszczeli, suszone ziele tymianku, rozmarynu, mięty, kocimiętki, goździki, cynamon, olejki eteryczne: lawendowy, rozmarynowy, miętowy, cytrynowy, goździkowy, cynamonowy

PLUSY:
  • Dobrze nawilża,
  • 100% naturalny,
  • Wygodny, łatwo się rozprowadza,
  • Bosko pachnie.

MINUSY:
  • Ciężko zmyć go z dłoni po użyciu (choć mi to nie przeszkadzało),
  • Aktualnie niedostępny.

CENA: ok. 11zł/50g.

OCENA: 5/5.

sobota, 23 lutego 2013

Musujące pastylki do kąpieli - Estetica

Będąc jakiś czas temu w Naturze, natrafiłam przy kasie na pastylki do kąpieli w promocji. Wyglądały uroczo i nie kosztowały wiele, więc bez namysłu złapałam dwa "cukierki". Niestety to był błąd.

Ale po kolei. Pastylki wyglądały tak:


Jestem nimi mocno zawiedziona. Przy pierwszej kąpieli wrzuciłam jedną pastylkę śmietanowo-waniliową do wanny. Oprócz lekkiego musowania nie zrobiła NIC, dlatego wrzuciłam drugą, która zupełnie nie pomogła. Zero piany, zapachu i jakichkolwiek właściwości pielęgnacyjnych. Jakbym kąpała się w czystej wodzie. Do drugiego opakowania podeszłam z nadzieją, że może poprzednie było jakieś trefne. Jednak efekt był dokładnie taki sam czyli żaden.

SKŁAD:
Śmietana-wanilia: Sodium Bicarbonate, Sodium Sulfate, Citric Acid, Fragnance, FD&C Red/Yellow/Blue/Red
Melon-limonka: Sodium BicarbonateSodium Sulfate, Citric Acid, FragnanceFD&C Red/Yellow/Blue/Red

PLUSY:
  • Dostępność,
  • Produkt nietestowany na zwierzętach.

MINUSY:
  • Brak działania,
  • Cena i jej stosunek do jakości,
  • Skład.

CENA: ok. 6zł/op.

OCENA: 0/5. Bubel.

środa, 13 lutego 2013

Hity i kity roku 2012 cz.7 - kity

W końcu przyszła kolej na ostatni post podsumowujący miniony rok, czyli produkty, które w jakiś sposób mnie zawiodły, bądź po prostu okazały się bublami. Zamierzałam pokazać kity jutro, ale w końcu uznałam, że Walentynki to przecież dzień na rozpowszechnianie miłości, a nie niechęci, więc kity opisuję dziś.

1. Krem na noc Complete Balance (Avon) - nie zaszkodził, ale poza tym nic nie zrobił. Całe szczęście, że zużyłam go przed mrozami, bo wtedy mogłoby być kiepsko.

2. Tonik Pure System (Yves Rocher) - dziwna jak na tonik, żelowa konsystencja, brak obiecywanego oczyszczenia, a zamiast niego wysyp wyprysków.

3. Poziomkowy balsam do ust (Flos-Lek) - pięknie pachnąca wazelina w pomadce, która nic nie robi. Pełna recenzja tutaj. Na zdjęciu brak, bo zdążyłam już wyrzucić.

4. Mydło peelingujące o zapachu limonki (Joanna) - kiepski skład, wydajność bardzo kiepska, mocno chemiczny zapach, zbyt słaby. Pełna recenzja tutaj. Na zdjęciu butelka w nowej roli - z mydłem w płynie z "ogryzków" ze zwykłego mydła w kostce.

5. Szampon podkreślający kolor do włosów brązowych (Yves Rocher) - średnio oczyszcza, w moim przypadku spowodował konieczność częstszego mycia włosów. Kiepskawy skład. Recenzja wkrótce.

6. Temperówka For Your Beauty (Rossmann) - bubel, masakruje kredki, kiepska jakość. Wyrzuciłam już dość dawno temu.


Trafiłyście w zeszłym roku na jakieś buble, których lepiej unikać? Podzielcie się! :)

sobota, 9 lutego 2013

Hity i kity roku 2012 cz.6 - zapachy i narzędzia

Po małym przerywniku w postaci zużyć stycznia, dziś przedstawiam przedostatnią część hitów i kitów czyli ulubione zapachy i urodowe narzędzia.

Ulubione zapachy przedstawiają się skromnie:

1. Woda toaletowa Like a Walk in the Summer Rain (Essence) - przyjemny, lekki zapach kojarzący mi się bardziej z wiosną niż latem. Minusy? Mała pojemność (10ml) i niedostępność. Pełna recenzja tutaj. Ok. 18zł/10ml, ok. 30zł/50ml.

2. Woda toaletowa Cherries (Oriflame) - będąc niepoprawną miłośniczką wszystkiego co wiśniowe, musiałam zakupić tę wodę. Zapach nie jest do końca wiśniowy, ale i tak bardzo przyjemny. Bardzo poręczne opakowanie. Minusy? Cena, niedostępność większego opakowania i prawdopodobne testowanie na zwierzętach. Ok. 20zł/3.5ml.

3. Zapach elektryczny Spiced Cider (Bath & Body Works) - czy w mroźny wieczór jest coś lepszego niż piękny jesienno-zimowo-świąteczny zapach witający człowieka od drzwi? Chyba tylko kubek czekolady albo aromatycznej herbaty ;) Mega wydajny, sporo zapachów do wyboru, nietestowany. Minusy? Słaba dostępność w Polsce. Ok. 19zł/24ml.


Ulubione narzędzia przedstawiają się następująco:

1-3. Pędzle do pudru, do różu, do cieni (Eco Tools) - od pamiętnej promocji w Rossmannie moje ulubione pędzle, prawie nie używam już innych. Miękkie taklonowe włosie dobrze rozprowadza produkt i rozciera granice. Pędzelek do cieni jest świetny zarówno do ich nakładania, jak i blendowania. Minusy? Nie zauważyłam. Ok. 30zł/szt (do pudru), ok. 30zł/szt (do różu), ok. 17zł/szt (do cieni).

4. Pędzelek do eyelinera (Essence) - mój jak do tej pory jedyny pędzelek do eyelinera i jakoś nawet nie mam ochoty szukać innych. Jest dobry, wygodny i tani. Minusy? Nie zauważyłam. 6,99zł/szt.

5. Zalotka (Elite) - całkiem dobrze sobie radzi i jest o wiele wygodniejsza do trzymania niż większość innych dostępnych na rynku. Minusy? Nie zauważyłam. Ok. 14zł/szt.

środa, 6 lutego 2013

Zużycia stycznia

W ramach małej przerwy od ulubieńców roku (zostały jeszcze 2 części) i, co tu ukrywać, w celu szybszego pozbycia się opakowań, dziś przedstawiam zużycia miesiąca. Trochę się ich uzbierało, w tym sporo próbek.

Oto pełne produkty:

1. Kapsułki pielęgnujące z wyciągiem z orchidei (Alterra) - to już moje kolejne opakowanie popularnych rybek, które bardzo lubię. Mają dobry skład (tylko po co sztuczne substancje zapachowe w tak dobrym składzie to ja nie wiem :/)
Następca: kolejne rybki. I próbuję zlokalizować gdzieś kapsułki Dermogal A+E, które mają 100% naturalny skład.

2. Punktowa emulsja przeciwtrądzikowa (Mary Kay) - wydajna emulsja w naprawdę dużym opakowaniu (29g). Ta tubka mniej zachwyciła mnie skutecznością niż zrecenzowana tutaj, skóra mi się przyzwyczaiła czy co? W każdym razie, rozstaję się z nią z zadowoleniem, że mogę iść dalej, podszytym obawą czy nie zachomikowałam gdzieś przypadkiem jeszcze jednej zapasowej...
Następca: olejek Tea Tree (Body Shop) - otrzymany podczas wyjazdu do rodziny. Już widzę, że jest dużo skuteczniejszy niż emulsja MK, tylko trzeba z nim uważać, żeby nie przedobrzyć.

3. Mydełko Migdałowy dotyk (Lawendowa Farma) - wydajne, dobrze się pieniące, w 100% naturalne mydło. Różnicę odczułam od pierwszego dnia. Rewelacja, na pewno niedługo zakupię więcej.
Następca: mydełko Różowy grapefruit.

4. Peeling myjący z pomarańczą (Joanna) - fajny zdzierak, super pachnie. Szkoda tylko, że jest taki mały i ma średni skład.
Następca: ten sam - potrzebowałam czegoś niedużego na wyjazd ;)

5. Musujące pastylki do kąpieli o zapachu śmietankowym z nutą wanilii (Estetica) - spontaniczny zakup w Naturze. Nie zrobiły absolutnie nic, ani zapachu, ani piany, nic. Po drugim opakowaniu napiszę więcej, może trafił mi się jakiś trefny egzemplarz (a przynajmniej taką mam nadzieję).
Następca: Musujące pastylki do kąpieli o zapachu melona z limonką (Estetica)

6. Nivea Creme - miał poratować moje zmasakrowane dłonie, nie zrobił w zasadzie nic. Niestety zapomniałam sprawdzić skład przed zakupem; nie miałam pojęcia, że klasyczna Nivea ma taki słaby skład. Na dodatek jest testowana na zwierzętach :/
Następca: Krem do rąk o zapachu pomarańczy (Oriflame) - męczę go od dłuższego czasu, wspomagając raz na kilka dni arniką, ale i tak nie daje rady. Może latem by wystarczył, teraz mnie kusi, żeby go wyrzucić.

7. Szampon podkreślający kolor do włosów brązowych (Yves Rocher) - wyrzuciłabym go, gdyby nie moja niechęć do marnotrawstwa, i z perspektywy czasu widzę, że trzeba było tak zrobić. Streszczając: ma kiepski skład i skrócił mi okres "międzymyciowy" o 1 dzień (przez co muszę myć włosy 3 razy w tygodniu zamiast 2). Ciekawe ile zajmie mi doprowadzenie ich do stanu sprzed...
Następca: Szampon odżywczy z wyciągiem z owsa (Yves Rocher) - już widzę, że jest lepszy, ale i tak więcej nie tknę szamponów YR, i niczego innego w zasadzie też, skoro produkty YR prawdopodobnie są testowane na zwierzętach.

8. Zapach elektryczny Spiced Cider (Bath & Body Works) - boski, jesienno-zimowo-świąteczny zapach, który towarzyszył mi z przerwami od... października? listopada? W zasadzie od otwarcia sklepu BBW w Galerii Mokotów. Praktyczny, nietestowany, z całkiem niezłym wyborem zapachów, choć chciałabym, żeby było ich jeszcze więcej.
Następca: Lilac Blossom (Bath & Body Works) - jak tylko ogarnę jak go podłączyć mając wszystkie kontakty zastawione meblami :P


Zużyłam też sporo próbek:
Żebym jeszcze saszetki zużywała w takim tempie... ;)

1 i 2. Masko-peelingi do twarzy Blue Corn i Miód+pszenica (Body Shop) - pierwsza zdecydowanie do bardziej tłustej skóry, druga delikatniejsza, nawilżająca.

3. Krem na dzień Seaweed (Body Shop) - lekki, matujący krem do skóry mieszanej, dobry pod podkład.

4. Krem na noc Vitamin E (Body Shop) - dość gęsty, treściwy krem.

5. Krem Ultra Nourishing (Korres) - gęsty krem o dość przyjaznym składzie, ciężki do rozprowadzenia, niezbyt współpracuje z podkładem.

6. Krem Total Moisture (Benefit) - gęsty, rozświetlający krem, dobrze współpracujący z podkładem.

7. Krem BB (Smashbox) - nie wiem na ile ma się do azjatyckich kremów BB, ale mnie zachwycił. Żeby jeszcze nie był taki drogi...


Znacie któryś z tych produktów? Znacie lepsze? Podzielcie się! :)

poniedziałek, 4 lutego 2013

Hity i kity roku 2012 cz.5 - makijaż (kolorówka)

Po makijażu twarzy, przyszła kolej na ulubieńców kolorowych. Oto i oni:

1. Cienie w kremie A New League (Essence) - posiadam wszystkie 3 odcienie i każdy z nich mi się podoba. Używam ich zazwyczaj jako bazy pod cienie i w tej roli też się dobrze sprawdzają. Wydajne i trwałe, w ładnym i praktycznym słoiczku. Minusy? Trochę za mocno błyszczące jak na mój gust, niedostępne. Ok. 10zł/5g.

2. Cienie do powiek (Mary Kay) - ładne kolory, średnia pigmentacja - dobre do makijażu dziennego. Było sporo matów w ofercie, ostatnio ubyło. Praktyczny system paletek magnetycznych i niewielki rozmiar, który dla mnie jest zaletą, bo zużywanie cieni idzie mi dość wolno. Minusy? Cena i testowanie na zwierzętach. Pełna recenzja tutaj. 31zł/1.4g.

3. Eyeliner w żelu (Essence) - smoliście czarny, o kremowej, łatwej we współpracy konsystencji. Wydajny i bardzo trwały (spokojnie wytrzymuje u mnie 10-12h w niezmienionym stanie - w przeciwieństwie do limitowanego szarego kolegi z edycji Vintage District, o którym niedługo napiszę), no i niedrogi. Minusy? Dostępne są tylko 2 kolory, Essence bardzo niemądrze wycofało wszystkie pozostałe, popularne przecież kolory. Ok. 12zł/3ml.

4. Tusz do rzęs Ultimate Mascara (Mary Kay) - całkiem niezły tusz, mam go już baardzo długo i ciągle dobrze się sprawuje. Dopiero ostatnio jakby zaczął gęstnieć. Minusy? Cena i testowanie na zwierzętach. 69zł/8g.

5. Kredka Eyebrow Lifter Hollywood's Fabulous 40's (Catrice) - hit niedawnej limitowanki, tańszy odpowiednik High Brow Benefitu, jasnoróżowa matowa kredka. Do użycia pod łukiem brwiowym, w kącikach, na linii wodnej... Kremowa, łatwa w obsłudze, mega trwała i wydajna. Minusy? Już niedostępna. Ok. 13zł/3g.

6. Odżywczy balsam do ust z czerwonym jabłkiem i owsem (Oriflame) - przyjemny balsam o niezbyt imponujących właściwościach nawilżających, ale za to pięknym czerwonym kolorze, który na ustach daje wzmocnienie naturalnego koloru, i przyjemnym zapachu. Kiedy nie chce mi się malować ust, sięgam najczęściej właśnie po niego, daje bardzo ładny naturalny efekt. Minusy? Cena i nikłe właściwości nawilżające. 13zł/6g.

7. Szminka nabłyszczająca (Avon) - piękny, błyszczący kolor, naturalny efekt. Nawet opakowanie w kolorze różowego złota mi się podoba. Minusy? Niedostępna i testowana na zwierzętach. Ok. 20zł/2g.

8. Balsam do ust Lip Nectar (Mary Kay) - element tego samego zestawu limitowanego co wymieniony w poprzedniej części żelo-kremowy róż, również przeraził mnie kolorem (mniej więcej takim jaki róż wyszedł na zdjęciu) o nazwie Passionfruit, jednak nakładany oszczędnie i dobrze rozprowadzony na wargach w roli lipstaina wygląda rewelacyjnie. Piękny kolor na zimę. Nazwa "balsam" jest mocno myląca - produkt nie ma właściwości nawilżających, za to jest niesamowicie napigmentowany. I pachnie jak tradycyjna szminka ;) Minusy? Niedostępny i drogi. Ok. 50zł?/1.6g.

Używacie któregoś z tych produktów? Znacie lepsze? Podzielcie się!

sobota, 2 lutego 2013

Hity i kity roku 2012 cz. 4 - makijaż (twarz)

Po hitach pielęgnacji kolej na makijaż, którą pozwoliłam sobie podzielić na część twarzową i nie-twarzową ;) Dziś część twarzowa czyli te oto produkty:

1. Podkład Pro Longwear (MAC) - wiem, wiem, tylko próbka, ale wystarczyła mi aż na miesiąc używania w dni robocze, więc czuję się usprawiedliwiona dodając go do ulubieńców roku. Świetny, trwały, wydajny, piękne wykończenie, długi mat. Na pewno w niego zainwestuję jak wykończę 2 posiadane podkłady. Minusy? Cena pełnego opakowania. Ok. 130zł/30ml.

2. Korektor Cover All Mix (Make Up Store) - świetny kremowy korektor w 3 odcieniach, dobrze kryjący, trwały, wydajny. Świetnie sprawdza się też pod oczami. Minusy? Niedostępny w Polsce, MUS wycofał się z naszego rynku. Ok. 50zł/18g.

3. Korektor do twarzy (Mary Kay) - niezły korektor pod oczy o lekkiej konsystencji, delikatnie rozświetla, krycie średnie jak to u korektorów w płynie. Wydajny. Minusy? Testowany na zwierzętach. I mógłby być nieco bardziej trwały. 45zł/8.5g.

4. Róż Cheek Glaze (Mary Kay) - był elementem zestawu z edycji limitowanej (chyba lato 2011), którego jeden element wzbudził we mnie olbrzymie pożądanie, ale sam róż przeraził mnie swoim kolorem (kojarzy mi się trochę z wampirzym różem w żelu z Essence, w rzeczywistości jest nieco jaśniejszy niż na zdjęciu) na tyle, że trafił w kąt. Na dobre zaczęłam go używać jesienią i się zakochałam. Kolor jest lekko transparentny, a roztarty wygląda bardzo naturalnie. Przepiękny kolor na zimę. Minusy? Testowany na zwierzętach. Niedostępność i cena. Ok. 50zł/8g.

5. Puder transparentny Welcome to Las Vegas (Catrice) - wydajny, dobrze matuje i utrwala makijaż. Minusy? Niedostępny. Pełna recenzja tutaj. 18zł/8.5g.

6. Róż marmurkowy Marble Mania (Essence) - piękny różowo-brzoskwiniowy rozświetlający róż, idealny na wiosnę i lato. Minusy? Niedostępny. 14zł/7g.

7. Bronzer A New League (Essence) - piękny matowy herbatnikowy bronzer, idealny na całą twarz i/lub jako zestaw cieni (fantastyczne 2w1 na podróż:). Minusy? Niedostępny. Swatche tutaj. 8zł/10g.

Macie któryś z tych produktów? A może znacie lepsze? Podzielcie się! :)