piątek, 31 maja 2013

::: 52 tygodnie :: tydzień 6 :: 20-26 maja :::

W zeszłym tygodniu zrobiłam coś może mało interesującego, ale zawsze to dla mnie nowość. Konkretnie - złożyłam moje pierwsze zamówienie na amerykańskim Amazonie (i zanim zaczniecie się ze mnie śmiać, że zapłacę koszty przesyłki, których na brytyjskim Amazonie bym nie miała - nawet z przesyłką na amerykańskim wyszło taniej :P) Wprawdzie przesyłka ma przyjść dopiero na początku lipca, ale nowe notesy nie są póki co aż tak pilne ;)
Do tego, pierwszy raz zdarzyło mi się wieczorem przed dniem pracującym czytać książkę do 3 w nocy. Następny dzień był zdecydowanie do bani, czułam się jak zombie :P Książka była tego warta, ale i tak więcej czegoś takiego nie zrobię, oj nie.

sobota, 25 maja 2013

::: 52 tygodnie :: tydzień 5 :: 13-19 maja :::

Dziś chciałabym pokazać co nowego zrobiłam w zeszłym tygodniu - i jest to wpis, który wyjaśni przy okazji opóźnienie w napisaniu tego posta, jak i moją nieobecność na blogu.

Otóż od zeszłego tygodnia pracuję w mojej firmie na dwóch różnych stanowiskach jednocześnie - i zapewniam, że nie był to mój pomysł. Nie jest łatwo, ciągle się uczę nowych rzeczy i próbuję się ogarnąć z tym całym bałaganem, siedzę po godzinach. Ale oprócz ciągłych problemów oznacza to również, że idę do przodu, rozwijam się, więc nie narzekam. Na szczęście niedługo zrobi się trochę spokojniej, ale już się boję zamknięcia miesiąca ;)

Poza tym od zeszłego tygodnia nie tykam kawy - która w ciągu ostatnich kilku miesięcy stała się stałym towarzyszem moich poranków w pracy, mimo, że nienawidzę smaku kawy, no ale co zrobić jak działa - i jestem z tego faktu niezwykle dumna. Zaczęło się od tego, że pierwszego i drugiego dnia na nowym stanowisku nie miałam czasu na nic i o kawie przypomniałam sobie tuż przed wyjściem z pracy. Stwierdziłam, że skoro poradziłam sobie świetnie bez niej, to jej nie potrzebuję i tego się dalej trzymałam. No i ciągle żyję :)

wtorek, 21 maja 2013

Kwiecień w telegraficznym skrócie



1. Przeczytane <SPOILER ALERT!>
 
Okładki z Wikipedii (stąd i stąd)

Heartless (Gail Carriger) - tom 4 steampunkowej serii Parasol Protectorate. Wampiry i wilkołaki, do tego Alexia, wiktoriańska dama i niezłomna kobieta, która jest w samym środku tego bałaganu. Tym razem w zaawansowanej ciąży musi bronić Londynu przed mechaniczną ośmiornicą i swojego nienarodzonego dziecka przed wampirami. Oj, dzieje się... Zabawna i inteligentnie napisana seria, polecam. Ocena 4/5.

Timeless (Gail Carriger) - tom 5 i ostatni serii Parasol Protectorate. Jak widać z okładki, dzieje się głównie w Egipcie, dokąd bohaterowie udali się, ponieważ bardzo stara wampirzyca zażyczyła sobie poznać córkę Alexii (a przecież najstarszej nie-żyjącej głowie wampirzego "klanu" się nie odmawia). Ocena 4/5.

 
Okładki z Goodreads (stąd i stąd)

City of Lost Souls (Cassandra Clare) - tom 5 serii Mortal Instruments (Dary Anioła w polskiej wersji). Z jednej strony bardziej wciągający niż poprzedni, z drugiej słabszy. Generalnie ma swoje momenty. Clary tym razem walczy nie tylko o życie Jace'a, ale i duszę. Ocena 3.5/5.

Bacstage Pass (Olivia Cunning) - tom 1 serii Sinners on Tour. Muzyka, namiętność i miłość. Jeśli miałabym kiedyś wybrać ulubione pary literackie, Brian i Myrna prawdopodobnie byliby w pierwszej piątce. Ocena 4/5.


2. Obejrzane
Plakat z IMDB (stąd)

Stardust (reż. Matthew Vaughn, 2007) - jeden z moich ulubionych filmów, na podstawie książki mojego ulubionego pisarza Neila Gaimana. Zrobiłam duży błąd w postaci obejrzenia filmu przed przeczytaniem książki (to byłą o ile pamiętam moja pierwsza styczność z Gaimanem, po filmie od razu pobiegłam do Empiku i kupiłam książkę) - w pierwszej chwili zawód był olbrzymi, zakończenie w filmie mocno różni się od książki. Trochę to trwało zanim doceniłam oryginalną, książkową wersję wydarzeń. Co nie zmienia faktu, że do dziś lubię ten film, za Tristana i Yvaine, za kapitana Shakespeare'a i ciepłe zakończenie. I za Iana McKellena jako narratora. Ocena 4.5/5.


3. Najchętniej słuchane
Okładki z Goodreads (stąd, stąd, stąd i stąd)

W marcu w drodze do i z pracy zaczęłam słuchać serii o HP po angielsku i tak się wciągnęłam, że 7. tom skończyłam w drodze powrotnej z weekendu majowego. Narrator ma sympatyczny głos, naprawdę przyjemnie się słuchało.


4. Najchętniej używane

Korektor All Cover Mix (Make Up Store) - mój ulubiony korektor, co się będę rozpisywać - i tak pojawia się w dowolnego rodzaju ulubieńcach kolejny raz ;)

Maść oliwkowa (Ziaja) - krótki dobry skład, polska nietestująca firma, świetna jako balsam na wyjątkowo spierzchnięte usta. Na każdy przesuszony rejon skóry - twarz, ciało, łokcie... Rewelacja. I ta cena, ok. 5zł/20ml.

Zapach elektryczny Island Margarita (Bath & Body Works) - świetny, świeży, energetyzujący.


5. Najchętniej jedzone

Grzanki a la bar wydziałowy - czyli takie jak serwowali (i pewnie dalej serwują w barze na moim wydziale na uczelni): z bazylią i oregano, koniecznie z grzankownicy, a nie z mikrofali. Rewelacja z pomidorem, palce lizać!

Owsianka - na śniadanie, taka jaką pokazałam tutaj. Albo bez jogurtu, a z bananem. Albo na inny improwizowany sposób ;)


6. Najlepszy zakup

Maść oliwkowa (Ziaja) - w zasadzie nie zakup, a prezent, ale zakupów w kwietniu zrobiłam tak mało, że zupełnie nie ma z czego wybrać. A to zdecydowanie najlepszy nowozdobyty produkt :)


7. Podróże

Wielkanoc w Trójmieście cd - w zasadzie tylko półtora dnia, no ale zawsze coś ;)

Wyjazd na majówkę do Trójmiasta - tutaj tylko podróż nad morze ostatniego dnia miesiąca, ale się liczy jako podróż, czyż nie? Skoro spędziłam 6h w autobusie ;)


8. Win kwietnia

Moja 'impreza' urodzinowa - najspokojniejsza impreza ever, wyjście z koleżankami do miłej restauracyjki, ale i tak było super. Dostałam najfajniejszy kubek na świecie i ciekawie zapowiadającą się książkę jednego z moich ulubionych autorów - Davida Webera.

Wizyta mamy - mieszkam w stolycy już dobrych kilka lat, ale nigdy nie odwiedził mnie nikt z bliskiej rodziny (oprócz taty, ale nie liczę, bo to i tak było zawsze przy okazji wyjazdów służbowych). W końcu na weekend przyjechała do mnie mama i było super - pospacerowałyśmy, pozwiedzałyśmy i nagadałyśmy się na zapas.


9. Fail kwietnia

Za miękki materac i bolące plecy - nowe miejsce do mieszkania, nowe łóżko i wręcz zapadający się materac, od którego już po pierwszej nocy bolały mnie plecy. Póki co śpię na podłodze na karimacie i muszę przyznać, że mój kręgosłup to lubi ;)

Buty - moje eleganckie nowe buty okazały się zabójstwem dla moich stóp. Noszę je ostrożnie, 2-3 razy w tygodniu w nadziei, że stopy się przyzwyczają. Co nie zmienia faktu, że ich zdejmowanie jest za każdym razem jak jakaś kosmiczna ekstaza ;)

Pająk potwór w pokoju - największy pająk jakiego w życiu widziałam (na żywo; bo w telewizji to i większe się widziało :P). W moim pokoju. Generalnie nie mam nic do pająków, ale jak cholerstwo o tułowiu ok. 2cm i rozpiętości nóg przynajmniej 5cm (i to nie z tych cieniutkich, tylko dość grubych i włochatych) przewędrowało mi bezczelnie przez środek pokoju i śpiwora, to była to już lekka przesada.

niedziela, 12 maja 2013

::: 52 tygodnie :: tydzień 4 :: 6-12 maja :::

We właśnie kończącym się tygodniu zrobiłam jak narazie najciekawszą rzecz jaką robiłam w ramach projektu - razem z Anią <KLIK> zasiadłyśmy do ćwiczeń kreatywności i pisania.

Pierwsze ćwiczenie polegało na napisaniu krótkiego, fabularnie trzymającego się kupy tekstu z użyciem 10 wybranych przez nas słów (a starałyśmy się wybierać jak najmniej związane ze sobą ;) żeby nie było za łatwo). Za drugim razem wybrałyśmy słowa związane ze sobą tematycznie, ale za to nadałyśmy nawzajem swoim tekstom tytuły zupełnie z innej beczki - ta wariacja była niezłym wyzwaniem.

Drugie ćwiczenie było bardzo podobne, ale pisałyśmy z użyciem Story Cubes - i to też było niezłe wyzwanie, bo interpretacji obrazków na kostkach jest tyle ile graczy.






Najbardziej zaintrygowała mnie kostka widoczna po prawej stronie - ile ciekawych motywów można z tego obrazek wyciągnąć!





Nie mogę się doczekać następnej sesji kreatywności, to była naprawdę świetna zabawa! :)

Zużycia kwietnia

Dziś przedstawiam zużycia kwietnia. Nie jest ich jakoś dużo (szczególnie, że 3 produkty idą do śmieci nie skończone), w tym miesiącu będzie chyba więcej.

Oto i one:
1. Mydło Fig & Cherry (Berkeley Square) - mydło jak mydło, z niezłym składem (choć do Lawendowej Farmy się nie umywa). Niezły zapach, nieźle się pieni, ale za tą cenę więcej nie kupię (20zł za mydło? Bez przesady!).
Następca: naturalne mydło z gąbką loofah (?).

2. Sól do kąpieli fiołek i czerwona koniczyna (Wellness & Beauty) -  absolutny przeciętniak. Dała troszkę piany, lekko zabarwiła wodę, przyjemnie pachnie, ale ani zapach ani piana nie wytrzymały długo, a i właściwości pielęgnujących brak. Kiepskawy skład (sporo parabenów).
Następca: brak (od przeprowadzki nie mam wanny).

3. Mgiełka do ciała Róża i brzoskwinia (Avon) - przyjemny zapach i kiepskawa trwałość, to w zasadzie wszystko co mogę o niej napisać.
Następca: woda toaletowa Like a new love (Essence).

4. Szampon (Babydream) - delikatny szampon z najlepszym składem na jaki trafiłam w szamponie. Przyzwoicie myje, dobrze się spłukuje, a to w zasadzie wszystko czego wymagam od szamponu.
Następca: ten sam.

5. Balsamy do ust Cherry i Jasmine green tea (Carmex) - uwielbiane, powszechnie zachwalane, kultowe wręcz balsamy, które dla mnie są... porażką roku. Szczypią i w ogóle nie nawilżają, zostawiają usta natłuszczone. Szybkie spojrzenie na skład (kupiłam je kiedy jeszcze nie interesowałam się składami) wyjaśniło sprawę - na pierwszym miejscu Petrolatum, a nieco dalej Paraffinum Liquidum, a tuż a tym Camphor i Menthol. A do tego paskudny zapach. Nigdy więcej.
Następca: Vitamin shake (Nivea) - również kupiony dość dawno temu.

6. Próbka Kremu BB (Lumene) - byłam zadowolona ze wszystkich właściwości tego BB do czasu kiedy zaczęły mi wyskakiwać wypryski i to chyba właśnie jego wina. Niestety.

7. Modelujący podkład w musie z aloesem (Bell) - ogólnie nie był tragiczny, ale i tak cieszę się, że się z nim rozstaję.
Następca: Fluid matujący Under 20 (Eris).

Na zdjęcie nie załapał się ostatni produkt:
8. Belissa na włosy, skórę i paznokcie (Aflofarm) - faktycznie poprawiła wygląd moich włosów, stały się bardziej błyszczące, gładsze i ogólnie zdrowiej wyglądają.
Następca: chwilowo żaden, jakoś nie trafiłam na żadną promocję.

sobota, 11 maja 2013

Projekt denko - podsumowanie

W końcu, z poślizgiem (ostatnio widzę, że wszystko mam z poślizgiem; nie znoszę się przeprowadzać:/) przedstawiam podsumowanie rozpoczętej w styczniu akcji denkowej pod hasłem "Wiosenne porządki, czyli zdążyć do Wielkanocy", którą zakończyłam 31 marca.


1. Krem nawilżająco-równoważący Formuła 2 (Mary Kay) - całkiem dobry krem nawilżająco-matujący, już wycofany z oferty. Zużyty w marcu.

2. Odżywczy krem do twarzy z czerwonym jabłkiem i owsem (Oriflame) - używałam go na noc, jak dla mnie za gęsty na dzień. Taki sobie. Zużyty w marcu.

3. Balsam do ust Summer Fruit (EOS) - kocham go, wielbię go. Jest niesamowicie wydajny i w ogóle cudowny. To co nie dało się zużyć czeka na transformację we wcielenie 2 ;) Zużyty w marcu.

4. Peeling o zapachu bzu (Joanna) - boski zapach, a do tego całkiem niezłe działanie, i już mnie kusi, żeby kupić kolejny ;) Zużyty w marcu.

5. Płyn do kąpieli Spiced Orange (Avon) - ładny zapach, średniak. Nie zużyty.

6. Balsam do ciała w kostce (Lawendowa Farma) - kolejna miłość, 100% natura. Jedyny minus - wchłania się w ubrania jak dziki. Zużyty w lutym.

7. Odżywka do włosów z oliwą z oliwek (Body Shop) - przyzwoita odżywka, choć nie będę za nią tęsknić. Potwornie gęsta. Zużyta w lutym.

8. Puder transparentny (Catrice) - lubię go, daje świetny efekt, bardzo dobrze matuje. Nie zużyty.

9. Wydłużający tusz do rzęs (Mary Kay) - wydajny, ładnie rozdziela i wydłuża rzęsy. Zużyty w marcu.

10. Pomadka z błyszczykiem (Avon) - bezsensowny zakup sprzed jakiegoś roku, zupełnie nie "mój" kolor. Nie zużyta.

::: 52 tygodnie :: tydzień 3 :: 29 kwietnia-5 maja :::

Z poślizgiem prezentuję, co nowego zrobiłam w zeszłym tygodniu ;)

Otóż tym razem zdecydowałam się na coś, co prawdopodobnie większość dziewczyn uzna ze zupełnie normalne i tylko zdziwi się, że nigdy tego nie robiłam. Jest to ponownie dział odzieżowy, czyli - badum tss - stringi. Zdarzało mi się je wkładać na krótko w domu, ale zawsze uznawałam je za zbyt niewygodne, żeby nosić je na codzień. Tym razem nosiłam stringi przez cały tydzień, łącznie z dniem odwiedzin u siostry mojej babci ;)

I choć raczej nie będzie to moja "go to" bielizna, było to ciekawe doświadczenie i na pewno będę w przyszłości używać takiego modelu. I przykro mi, ale zdjęć nie będzie :P

Poza tym, w zeszłym tygodniu z "pierwszych razów" zdarzył mi się dość smutny - oficjalnie znalazłam na swojej głowie pierwszy siwy włos.

Proszę państwa, dowód numer 1.

Szczerze mówiąc, byłam mocno zaskoczona, przecież jestem za młoda nawet na pierwszy siwy włos. No, ale (szczególnie w przypadku kobiety) lepiej siwieć niż łysieć ;)

I z tą optymistyczną myślą pozdrawiam i do następnego :)