czwartek, 31 stycznia 2013

Hity i kity roku 2012 cz. 2 - pielęgnacja ciała

Dziś przedstawiam część drugą swoich ulubieńców pielęgnacyjnych :) A oto i oni:

1. Wygładzający peeling o zapachu bzu (Joanna) - absolutnie bosko pachnący peeling o całkiem niezłym działaniu. Polskiej firmy i w rozsądnej cienie. Minusy? Jak dla mnie mógłby nieco mocniej zdzierać i mieć lepszy skład. Ok. 15zł/300g.

2. Balsam do ciała w kostce Nakomarek (Lawendowa Farma) - 100% naturalny, bosko pachnie ziołami, uwielbiam go! Minusy? Niedostępny :( ?/50g.

3. Regenerujący krem do rąk Satin Hands - miniaturka (Mary Kay) - od dłuższego czasu mieszka w szufladzie mojego biurka w pracy. Dobrze nawilża, pozostawia skórę wyczuwalnie gładszą i bardziej miękką. Niezbyt daje sobie radę ze zmasakrowanymi dłońmi, ale na pewno chroni przed jeszcze mocniejszym wysuszeniem. Minusy? Cena pełnowymiarowego produktu, dostępność i testowanie na zwierzętach. Pełna recenzja tutaj. 39zł/85g.

4. Perłowa kuracja do paznokci (Avon) - mój jedyny zeszłoroczny ulubieniec paznokciowy. Utrzymuje się spokojnie 5 dni, wygląda bardzo naturalnie, nadaje delikatny perłowy połysk. Minusy? Brak ochrony przed żółknięciem paznokci, wysoka cena regularna i testowanie na zwierzętach. 25zł/10ml.

5. Dezodorant w kamieniu (Reutter) - od roku mój dezodorant of choice, meega wydajny (miał starczyć na rok, wystarczy na dwa). Minusy? Nie zauważyłam. Ok 18zł/50g.

I oczywiście z powodu wyrzucenia opakowania prawie zapomniałam o ostatnim ulubieńcu:
6. Krem do rąk Sweet Fantasy czekoladowy (Joanna) - używany przez pierwszą połowę roku krem o boskim zapachu. Nadaje gładkość i miękkość, sprawdził się również zimą. Minusy? W zasadzie nie zauważyłam. Pełna recenzja tutaj. Ok. 6zł/75g.

wtorek, 29 stycznia 2013

Hity i kity roku 2012 cz. 1 - pielęgnacja twarzy

Jak ten czas szybko leci... Całkiem niedawno pokazywałam ulubieńców roku 2011, a tu już kolejny rok się skończył, ba, na dobre zaczął się następny. Dlatego dziś przedstawiam część 1 moich hitów i kitów 2012 roku, czyli hity w pielęgnacji twarzy.

Jak widać na zdjęciu poniżej, w tym roku jest ich dość mało, wybrałam samo crème de la crème moich pielęgnacyjnych ulubieńców, czyli:

1. Kapsułki pielęgnujące z wyciągiem z orchidei (Alterra) - moja weekendowa kuracja supernawilżająca. Używam chyba od roku i ciągle uważam, że są świetne. Minusy? Substancje zapachowe w składzie, nie wiadomo po co. No po co, ja się pytam, zaśmiecać całkowicie naturalny skład chemią? :/  Ok. 7zł/op.


2. Charged Water Skin Hydrating Mist (MAC) - używana po umyciu twarzy, a przed kremem, zapewnia skórze dodatkową porcję nawilżenia i energii, użyta na podkład i puder sprawia, że lepiej się stapiają ze skórą i nadaje bardziej naturalne wykończenie. Minusy? Cena. 90zł/100ml.

3. Masełko do ust Wild Cherry (Body Shop) - bardzo je polubiłam i tym bardziej mi szkoda, że kiedy zaczęłam skłaniać się w stronę kosmetyków nietestowanych na zwierzętach, dowiedziałam się, że TBS należy do testującego L'Oreala. Gdyby nie to, prawdopodobnie kupiłabym kolejne opakowanie. Minusy? Przynależność do L'Oreala i jakowyś PEG w składzie. 20zł/10ml.

4. Balsam do ust Summer Fruit (EOS) - moja wielka miłość, naturalny skład, cruelty-free, niedrogi i mega wydajny. Minusy? Problemy z dostępnością w Polsce. Pełna recenzja tutaj. 16-24zł/7g.

5. Maść arnikowa (Elissa) - czyli produkt mi niezbędny, który ratował mnie wielokrotnie. Przesuszone usta/twarz/dłonie? Nos po katarze? Ze wszystkim daje radę :) Minusy? Nie zauważyłam. Ok.5zł/25g.

Jakie produkty do twarzy Was najbardziej zachwyciły w zeszłym roku? Podzielcie się!

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Projekt denko

Ponieważ przeraziła mnie ilość zapasów kosmetycznych ujawniona przy okazji przeprowadzki, w ramach "czyszczenia" tychże zapasów postanowiłam zacząć akcję okołodenkową pod hasłem:

"Wiosenne porządki, czyli zdążyć do Wielkanocy"

Do 31 marca zamierzam zużyć następujące produkty (i tym samym zwolnić miejsce następcom;) :


1. Krem nawilżająco-równoważący Formuła 2 (Mary Kay) - całkiem dobry krem nawilżająco-matujący, już wycofany z oferty.
2. Odżywczy krem do twarzy z czerwonym jabłkiem i owsem (Oriflame) - używam go na noc, jak dla mnie jest za gęsty na dzień. Jak narazie sprawia się tak sobie.
3. Balsam do ust Summer Fruit (EOS) - kocham go, wielbię go, ale ile można?! Mam go od ponad roku i ciągle nie chce się skończyć, skurczybyk. Dałby mi poskakać z kwiatka na kwiatek zanim na stałe do niego wrócę...
4. Peeling o zapachu bzu (Joanna) - boski zapach, a do tego całkiem niezłe działanie, i już mnie kusi, żeby kupić kolejny kiedy tylko ten się skończy...
5. Płyn do kąpieli Spiced Orange (Avon) - ładnie pachnie i dobrze się pieni. Przeciętniak, a i nawet nieco poniżej, jak ma zły dzień, swędzi mnie po nim skóra.
6. Balsam do ciała w kostce (Lawendowa Farma) - kolejna miłość, 100% natura. Szkoda mi go kończyć, chciałoby się oszczędzać i dawkować, ale już nie mogę - jest już na granicy terminu przydatności.
7. Odżywka do włosów z oliwą z oliwek (Body Shop) - przyzwoita odżywka, ale po niej czeka na mnie Jungle firmy Lush :D
8. Puder transparentny (Catrice) - lubię go, daje świetny efekt, ale już następny czeka w kolejce ;)
9. Tusz do rzęs (Mary Kay) - nie chcę myśleć ile czasu już go mam, w zasadzie powinnam go wyrzucić, ale mi szkoda, bo ciągle zachowuje się normalnie i, co ważniejsze, wygląda dobrze i nie śmierdzi.
10. Pomadka z błyszczykiem (Avon) - bezsensowny zakup sprzed jakiegoś roku, zupełnie nie "mój" kolor, ale może zdążę go zużyć, ciekawsze czekają...

Czy Wy też macie produkty, które chcecie zużyć w najbliższym czasie? Przyłączcie się, razem zawsze raźniej! :)

środa, 16 stycznia 2013

Zużycia grudnia

Dziś w końcu udało mi się w poprzeprowadzkowym chaosie pudłowym zlokalizować wszystkie puste opakowania (błogosławieni przezorni, którzy zapisują co zużyli, albowiem oni będą wiedzieli czego szukają w stercie pudeł :P), zatem przedstawiam moje ostatnie zużycia z roku 2012:


1. Koloryzująco-nawilżający krem na dzień SPF20 (Avon) - krem, który usiłowałam zmęczyć już od bardzo dawna. Nawilża wystarczająco, efekt koloryzujący jest delikatny - lekkie wyrównanie kolorytu, krycie żadne, całkiem ładne rozświetlenie. Zdecydowanie trzeba mu przyznać, że jest bardzo wydajny. Nie lubię za długi, mocno chemiczny skład i testowanie na zwierzętach.
Następca: Krem nawilżająco-równoważący Formuła 2 (Mary Kay) - końcówka. Powinnam się z nią uporać do lutego ;) Jako podkład - Modelujący podkład w musie z aloesem 4w1 (Bell).

2. Odżywka wzmacniająco-regenerująca do włosów zniszczonych i wypadających (Farmona) - bardzo wydajna, na spółkę ze sprayem bardzo mi pomogła zmniejszyć ilość włosów wypadających podczas mycia i czesania. Nie wykluczam, że sięgnę po nią ponownie.
Następca: Odżywka Rainforest Shine (Body Shop) - miniwersja 60ml.

3. Mgiełka wzmacniająca do włosów zniszczonych i wypadających (Farmona) - jw. Używam często rano, nieco ułatwia rozczesywanie.
Następca: ten sam.

4. Woda toaletowa Like a Walk in the Summer Rain (Essence) - woda z limitki zapachowej, którą można jeszcze spotkać w Naturze i SuperPharmie. Bardzo się z nią polubiłam. Pełna recenzja tutaj.
Następca: Pachnąca mgiełka do ciała Róża i Brzoskwinia (Avon) - na wykończeniu.

5. Próbka Kremu na dzień Seaweed (Body Shop) - lekki nawilżająco-matujący krem o dość przyjemnym zapachu. Podoba mi się inne niż zwykle opakowanie na próbkę ;)

6. Próbka Masła do ciała malinowego (Body Shop) - gęste masło o boskim zapachu.

7. Próbka Masła do ciała imbirowego (Body Shop) - masło z limitowanej edycji świątecznej.

wtorek, 15 stycznia 2013

Woda toaletowa Like a Walk in the Summer Rain - Essence

Byłam bardzo zawiedziona, kiedy wyszła informacja, że perfumowa limitka Like a... firmy Essence będzie niedostępna w Polsce. Jednak jakiś czas później zastałam ją w SuperPharmie i to w promocji (bodajże 20% na wszystkie perfumy). Obniuchałam wszystkie po kolei (za co mój nos nie był zbyt wdzięczny) i po krótkim wahaniu wybrałam Like a Walk in the Summer Rain i Like a New Love.



Like a Walk in the Summer Rain to zapach bardzo świeży, zielony, wiosenny. Nuta głowy to cytryna, pomarańcza, fiołek alpejski, czysty aldehyd i arbuz. Na nutę serca składają się konwalia, frezja, ozon i nuty morskie, a na nutę bazy mech, cedr i piżmo. Trwałość zapachu jest nieco lepsza niż się spodziewałam - po powrocie z pracy jeszcze odrobinę czuję go na ubraniu. Z wydajnością jest sporo gorzej - zapach jest delikatny, więc "wypsikałam" swoje 10ml bodajże w 1.5 miesiąca, co jeszcze mi się nie przytrafiło.

Lubię takie świeże zapachy, więc teraz walczę z bardzo silną pokusą zakupienia większej buteleczki ;)

SKŁAD:
Alcohol Denat., Aqua, Parfum, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Ethylhexyl Salicylate, Citral, Geraniol, Citronellol, Limonene, Linalool, Butylphenyl Methylpropional, CI 17200, CI 42090, CI 60730

PLUSY:

  • Przyjemny, świeży zapach,
  • Niezła cena,
  • Zaskakująco niezła trwałość,
  • Produkt nie testowany na zwierzętach.


MINUSY:

  • Mocno chemiczny skład,
  • Słaba wydajność.


CENA: ok. 18zł/10ml, ok. 30zł/50ml.

OCENA: 4/5.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Ulubieńcy jesieni


Witam serdecznie w Nowym Roku i życzę Wam wszystkim, aby rok 2013 był udany i szczęśliwy, aby przyniósł spełnienie marzeń (w tym kosmetycznych;) i postawił na Waszej drodze wiele ciekawych osób.

**********

Zanim przejdę do właściwej notki, chciałabym wyjaśnić, skąd moje długie milczenie w grudniu. Otóż miała w moim życiu miejsce duża zmiana - przeprowadzka. Jakieś 2 miesiące intensywnego pakowania, około 2 tygodnie (z przerwami na ostatnie fazy pakowania) zajęła sama przeprowadzka, a kiedy w końcu udało się na tyle wszystko ogarnąć, że między pudłami już dało się chodzić, przyszedł czas na wyjazd świąteczny - w miejsce gdzie internet nie dociera. Ale jestem już spowrotem i z nową energią zabieram się za pisanie i focenie :)

Zapraszam do czytania mojego pierwszego posta w roku 2013 czyli opóźnionych przez przeprowadzkę ulubieńców jesieni :)

**********
A oto moi jesienni zwycięzcy:

1. Masełko do ust Wild Cherry (Body Shop) - gęste, cudnie pachnące, dobrze odżywiające masełko. Minusy? Przynależność TBS do L'Oreala, czego zawsze będę żałować. Pełna recenzja tutaj. 20zł/10ml.

2. Balsam do ust Summer Fruit (EOS) - mega wydajny (mam go ponad rok i ciągle końca nie widać), cudnie pachnący, dobrze odżywiający balsam, co więcej - z dobrym składem i nie testowany na zwierzętach. Minusy? Dostępność. Pełna recenzja tutaj. Ok. 16-24zł/7g.

3. Maść arnikowa (Elissa) - tej zimy uratowała mnie kilka razy. Zmasakrowany katarem nos? Zmasakrowane ciągłym myciem dłonie? Przesuszone usta czy skóra twarzy? Ze wszystkim dała sobie radę :) Minusy? Nie zauważyłam. Ok. 5zł/25g.

4. Korektor All Cover Mix (Make Up Store) - gęsty, wydajny korektor, doskonale radzący sobie również pod oczami. Minusy? Już niedostępny w Polsce i ma paraben w składzie. Ok. 50zł/18g.

5. Transparentny puder Welcome to Las Vegas (Catrice) - dobrze utrwala makijaż i matuje, wydajny, nietestowany. Minusy? Nienajlepszy skład i niedostępność. Pełna recenzja tutaj. Ok. 18zł/8.5g.

6. Cienie A New League (Essence) - rewelacyjna trwałość i piękne kolory. Super sprawdzają się jako baza pod cienie (szczególnie matowe, co pomaga na nieco zbyt dużą jak dla mnie ilość błyszczących drobinek). Nietestowane. Minusy? Niedostępność. No i szkoda, że nie było więcej kolorów ;) 9.99zł/5g.

7. Kredka Eyebrow Lifter Hollywood's Fabulous 40's (Catrice) - czyli słynny "podnośnik". Miękka, matowa różowa kredka, teoretycznie służąca do rozświetlania skóry pod łukiem brwiowym. Jak dla mnie jest na to zbyt różowa, ale świetnie sprawdza się w linii wodnej, wytrzymuje naprawdę długo. Minusy? Niedostępność. 12.99zł/3g.

8. Mgiełka wzmacniająca do włosów zniszczonych i wypadających oraz 9. Odżywka wzmacniająco-regenerująca do włosów zniszczonych i wypadających (Farmona) - zdecydowanie podziałały na moje włosy, mniej wypada, więcej rośnie, ale z powodu zawartości alkoholu trochę je przesuszyły. Nie testowane na zwierzętach. Minusy? Średni skład i wspomniane wysuszanie. Ok. 9zł/200ml (mgiełka), ok. 15zł/100ml (odżywka).

10. Wygładzający peeling do ciała o zapachu bzu (Joanna) - cudnie pachnący peeling o średniej sile złuszczania. Minusy? Zawiera SLES. I jak dla mnie mógłby być trochę mocniejszy. Ok. 15zł/300g.

11. Dezodorant Super Deo (Reutter) - mega wydajny (mam go prawie rok, a nie zużyłam nawet połowy), działa u mnie rewelacyjnie. Minusy? Nie zauważyłam. Ok. 18zł/50g.

12. Zapach elektryczny Spiced Cider (Bath & Body Works) - ciepły, przyprawowy zapach, mój ideał na jesień i zimę. Nietestowany. Minusy? Nie zauważyłam. Ok. 19zł/24ml.

__________
/Edit:
No i oczywiście w pośpiechu pisania notki drugi raz (bo Blogger z niewiadomych przyczyn usunął oryginalną wersję roboczą tuż przed opublikowaniem) zapomniałam dopisać dwóch ulubieńców i dwa kity :/ Oto one:

13. Nakomarek balsam na komary (Lawendowa Farma) - w 100% naturalny balsam do ciała w kostce. Teoretycznie ma odstraszać komary - nie wiem, żadnych nie spotkałam w tym roku - i w tym celu pachnie różnymi ziołami. Boski zapach, świetne nawilżenie, 100% naturalny i cruelty-free - same zalety! Minusy? Niestety niedostępny :( Pełna recenzja wkrótce. ?/50g.

14. Podkład Pro Longwear (MAC) - miałam tylko próbkę, ale wystarczyła mi na pełny miesiąc bez weekendów! Mega wydajny, krycie średnie (jak dla mnie całkowicie wystarczające, nie lubię i nie potrzebuję kilogramów tapety na twarzy), trwałość i mat bardzo dobre - zaczynałam się świecić dopiero pod koniec dnia pracy, a i tak tylko lekko. Minusy? Cena pełnego opakowania. Ok. 130zł/30ml.

I jesienne kity:
1. Poziomkowy balsam do ust (Flos-Lek) - po prostu bubel i tyle. Pełna recenzja tutaj.

2. Podkład Perfecting Cover (Sephora) - miałam tylko próbkę, którą wyrzuciłam po pierwszym użyciu. Dziwna konsystencja i dziwny zapach, a do tego bardzo krótkotrwały i kiepski mat - po 2-3 godzinach mocno świeciła mi się cała twarz (a u mnie norma to strefa T). Nie polecam.