niedziela, 25 listopada 2012

Intensywnie regenerujący krem pod oczy Time Wise - Mary Kay

Niedawno wspomniałam, że recenzja kremu pod oczy MK pojawi się kiedy wyrobię sobie o nim jednoznaczną opinię - jednak gdybym miała z tym czekać do tego momentu, zużyłabym ze 3 opakowania zanim powstałaby recenzja. Jako że prawie mi się skończył, postanowiłam o nim napisać teraz - jako że nie kupię kolejnego.


Opakowanie kremu jest bardzo praktyczne i higieniczne, z jednym minusem - jest nieprzezroczyste i nie widać ile kremu zostało. Sam krem jest dość gęsty, ale nie tłusty czy "ciężki", biały, bezzapachowy. Szybko się wchłania. Jest średnio wydajny, zużyłam go sporo szybciej niż przewidywałam (w ok. 3 miesiące). Jeśli chodzi o działanie, dobrze nawilża, ale nie zauważyłam wpływu na cienie pod oczami czy wygładzenia zmarszczek. Ogólnie rzecz biorąc, jak dla mnie to dobry nawilżacz, ale za tą cenę spodziewałabym się czegoś więcej.

SKŁAD:
Water, Glycerin, C12-15 Alkyl Benzoate, Cetearyl Alcohol, Isostearyl Alcohol, Triethanolamine, Hydrogenated Lecithin, Behenyl Alcohol, Propylene Glycol, Dimethicone, Bis-Diglyceryl Polyacyladipate-2, Ceteareth-20, Linoleamidopropyl PG-Dimonium Chloride Phosphate, Silica, Carbomer, Diazolidinyl Urea, Lauramine Oxide, Disodium EDTA, Betaine, Glyceryl Polyacrylate, Methylparaben, Sodium PCA, C9-15 Alkyl Phosphate, Tocopheryl Acetate, Sorbitol, Propylparaben, Serine, Threonine, Proline, Arginine, Glycine, Alanine, Lysine, Glutamic Acid, Thermus Thermophillus Ferment


PLUSY:

  • Nawilżenie,
  • Higieniczne opakowanie.


MINUSY:

  • Kiepskawy skład,
  • Nie spełnia obietnic producenta,
  • Cena,
  • Dostępność,
  • Testowane na zwierzętach.


CENA: 125zł/14g.

OCENA: 1.5/5 (odejmuję 2 za skład i testowanie).

Ochronny balsam do ust - Flos-Lek

Dziś przyszła pora na recenzję jednego z większych zawodów tego roku - poziomkowego balsamu do ust produkcji rodzimej firmy Flos-Lek. Kupiłam go już dość dawno temu, głównie ze względu na poziomkowy zapach, bo takiego balsamu do ust jeszcze nie miałam.


Balsam jest bezbarwny, nie zawiera sztucznych barwników, nadaje lekki połysk. Nie klei się za bardzo. I jak dla mnie to tyle ma zalet. Nie nawilża, a zostawia tłustą warstwę - którą czułam jeszcze rano, po użyciu balsamu przed snem. Od początku lata leżał w mojej szufladzie w pracy, ale nawet mimo prawie non stop włączonej klimatyzacji nie zużyłam go dużo.

SKŁAD:
Paraffinum Liquidum, Octyldodecanol, Copernicia Cerifera (Carnauba) Wax, Vaselinum Album (Petrolatum), Microcrystalline Wax, Caprylic/Capric Triglyceride, Beeswax, Hydrogenated Vegetable Oil, Butyrospermum Parkii Butter, Polyethylene, Lanolin, Aroma, Tocopheryl Acetate, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid

PLUSY:

  • Przyjemny poziomkowy zapach,
  • Nie klei się za bardzo,
  • Niska cena.


MINUSY:

  • Kiepski skład,
  • Natłuszcza, a nie nawilża.


CENA: ok. 6.50zł/5g (chyba 5g, waga była podana na kartoniku, który dawno wyrzuciłam).

OCENA: 1/5.

wtorek, 20 listopada 2012

Zużycia października

Jako że październik skończył się już jakiś czas temu, przyszła pora na kolejny odcinek tasiemca pt. "Denka" ;)

W tym miesiącu udało mi się zużyć:


1. Szampon wzmacniający do włosów zniszczonych i wypadających (Farmona) - to moja bodajże 3 butelka. Jest niczego sobie, przyjemnie ziołowo pachnie, ale skład ma "taki se" (żeby wymienić tylko SLES, 2 PEGi i substancje zapachowe). O dziwo, mimo SLES w składzie pieni się średnio przy pierwszym myciu.
Następca: Szampon bananowy (Body Shop) - na wykończeniu.

2. Żel-krem oczyszczający Czysta Skóra (Garnier) - miałam go piekielnie długo i zaczynałam już myśleć, że nigdy go nie wykończę. Jest delikatny, nie podrażnia. Obiecywanego odblokowywania porów nie zauważyłam, ale i tak go nie oczekiwałam. Dobrze współpracuje z gąbką konjac. Skład taki sobie - m.in. SLES, 3 PEGi i substancje zapachowe.
Następca: Kojący żel oczyszczający z organicznymi ekstraktami z jagody i lawendy.

3. Próbka Żelu oczyszczającego Effaclar do skóry tłustej i wrażliwej (La Roche-Posay) - przezroczysty żel, lekko wysuszający skórę, ale krzywdy nie zrobił stosowany tylko rano. Wystarczył na 3 użycia i zostało go na spokojnie kolejne 1-2 użycia. Dość krótki skład, ale zawiera m.in. SLES, 2 PEGi i substancje zapachowe.

4. Próbka Kremu nawilżającego na dzień do skóry mieszanej (Nivea) - wystarczyła równo na 3 dni, ale krem niestety nie polubił się z "zastępczym podkładem wyjazdowym" czyli kremem BB od dr Eris. Strasznie długi skład z substancjami zapachowymi.

5. Próbka Kremu-żelu do skóry normalnej i mieszanej Aquasource (Biotherm) - w roli kremu na noc wystarczyła na 2 dni. Strasznie długi skład z PEGami, choć substancji zapachowych nie zauważyłam na liście.


1. Baza pod cienie do powiek (Sephora) - wykręcana baza w pędzelku, nie była zła. Jednak z powodu strasznie małej pojemności i dość wysokiej ceny raczej więcej jej nie kupię.
Następca: Stay Don't Stray (Benefit) - na wykończeniu, cienie w kremie A New League (Essence).

2. Korektor Light Touch (Sephora) - wykręcany korektor w pędzelku, który miał być ideałem pod oczy. Nie był nim (przynajmniej dla mnie), słabo kryje i w zasadzie nic nie robi. Nie zużyłam go zupełnie do końca, zaczął się rozwarstwiać i dziwnie pachnieć, więc końcówkę wyrzucam. Nigdy więcej.
Następca: Korektor w tubce (Mary Kay).

3. Próbka Podkładu Pro Longwear (MAC) - mistrzostwo świata - świetny, trwały, ma niezłe krycie i jest mega wydajny - 1/3 słoiczka starczyło mi na 20 zastosowań! (troszkę oszukane, bo odcień miałam idealnie dobrany do szyi, więc nie musiałam go używać poza samą twarzą - ale i tak to dużo jak na próbkę). Półmatowe wykończenie, utrzymywał sebum w ryzach przez praktycznie cały dzień (z 6-8h spokojnie, a i potem twarz świeciła nieznacznie tylko w strefie T). Jak wykończę aktualnie posiadane podkłady, na pewno w ten zainwestuję, bo się opłaca.

4. Próbka Podkładu Perfecting Cover (Sephora) - porażka roku - dziwna konsystencja i dziwny zapach spowodowały, że po pierwszym użyciu dałam sobie spokój. Średnie krycie, krótkotrwały i kiepski mat (ze 2-3h) - twarz świeciła intensywnie, cała.


Używałyście któregoś z tych produktów? Znacie lepsze? Podzielcie się! :)

niedziela, 11 listopada 2012

Mój zestaw kosmetyczny na krótki wyjazd

Strasznie długo mnie już na blogu nie było, niestety ostatnio dużo rzeczy zwaliło mi się na głowę naraz - przeprowadzka, urwanie głowy w pracy i przeprowadzka biura, a do tego najmocniejsze przeziębienie od wielu lat (paskudztwo pierwszej nocy w ogóle nie pozwoliło mi zasnąć, a kolejne 2-3 budziłam się kilkukrotnie). Na szczęście choroba jest już na wylocie, a przeprowadzka biura lada moment będzie z głowy, więc w tym miesiącu wracam do pisania, a od grudnia powinnam być już w stanie blogować regularnie. Dziękuję za cierpliwość i zapraszam do czytania! :)

W długi weekend wybrałam się na trzydniowy wyjazd do rodziny i właśnie zestaw z tego wyjazdu chciałabym pokazać - zawiera wszystko czego potrzebuję na takim wyjeździe (a nawet więcej, jak się okazało) i nie zajmuje dużo miejsca. Jechałam prosto z pracy, więc moim priorytetem była właśnie jak największa kompaktowość - stąd w zestawie tyle próbek i miniaturek.

Tak wyglądał zestaw:

Kosmetyczko-apteczkę kupiłam w Tchibo za jakieś 10zł, jest nieduża, ale wygodna i pojemna, ma sporo przegródek i kieszonek. Reszta wylądowała luzem po kieszeniach torby ;)

Na początek pędzle i wyposażenie, które nie pasuje mi do żadnej kategorii ;)

1. Szczoteczka i pasta do zębów - w tym przypadku wersja podróżna, może szczoteczka nie jest najlepsza, ale na trzy dni da się przeżyć.
2. Pędzel do pudru - mniejszy z moich dwóch czyli Mary Kay (więcej o nim tutaj).
3. Pędzle do makijażu - zestaw podróżny z Eco Tools. Mam go od niedawna, ale już do lubię.
4. Lusterko - zwykłe i powiększające.
5. Perfumy - tutaj Cherries (Oriflame), zapach bardzo mi się podoba, a na dodatek ma małe i poręczne opakowanie, w sam raz do torebki czy właśnie na podróż.
6. Szczoteczka do twarzy (Body Shop), o której zapomniałam na zdjęciu. Na co dzień używam słynnej gąbki konjac, ale branie jej na wyjazd byłoby dość kłopotliwe, więc kupiłam tę szczoteczkę i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem - naprawdę dobrze oczyszcza skórę.

Pielęgnacja twarzy wyglądała następująco:

1. Żel do mycia twarzy - tu próbka żelu Effaclar do skóry tłustej i wrażliwej (La Poche-Posay), którego używałam rano. Spokojnie wystarczył na 3 użycia, a i zostało na kolejne 1-2. Używałam go ze szczoteczką do twarzy TBS.
2. Peeling do twarzy - tu próbka peelingu Refined Finish Facial Polish (Benefit), którego używałam wieczorem. Trzeba przyznać, że niezły z niego zdzierak.
3. Preparat na wypryski - tu moja ostatnia tubka z Mary Kay (recenzja tutaj).
4. Krem pod oczy - tu Intensywnie regenerujący krem pod oczy Time Wise (Mary Kay). Recenzja pojawi się, kiedy wyrobię sobie o nim jednoznaczną opinię, ale narazie nie widzę żadnej intensywnej regeneracji.
5. Krem na dzień - próbka Kremu nawilżającego Q10 do skóry mieszanej (Nivea). Wystarczył akurat na 3 dni, ale niestety nie polubił się z kremem BB.
6. Krem na noc - w tej roli próbka Kremu-żelu do skóry normalnej i mieszanej Aquasource (Biotherm).
7. Specjalna kuracja na noc - czyli rybka z Alterry, które stosuję raz w tygodniu.
8. Balsam do ust - mój megawydajny ulubieniec z EOS (recenzja tutaj).
9. Płyn do demakijażu - przelany do małej buteleczki dwufazowy płyn z Mary Kay. Jak się skończy, wrócę do Bielendy - poważnie, po co wydawać na niego 70zł (a nawet 42zł - cena dla konsultantek), skoro Bielenda jest równie dobra, a kosztuje ok. 10zł?
10. Tylko skąd tu się wziął krem do rąk??

Pielęgnacja ciała wyglądała skromnie:

1. Dezodorant - mój ulubieniec w kamieniu.
2. Balsam do ciała - czyli próbka malinowego masła z Body Shopu.
3. Żel antybakteryjny - zawsze mam jakiś w torebce, tu żel z arniką z Yves Rocher.
4. Krem do rąk - miniwersja kremu Mary Kay czyli numer 10 z poprzedniego zdjęcia. Zazwyczaj leży w szufladzie mojego biurka w pracy, ale na podróż był idealny, więc pojechał ze mną (recenzja tutaj).

I na koniec makijaż:

1. Podkład - próbka kremu BB VitaCeric (Dr Irena Eris). Niestety nie polubił się z kremem Nivea na dzień - nawet po odczekaniu 15 minut, podczas nakładania zbijał się w wałeczki, które ciężko było zebrać ze skóry nie ścierając przy okazji tej odrobiny kremu BB, który udało się nałożyć.
2. Korektor - płynny z Mary Kay. Lekki i trochę za mało kryjący, ale wygodny w użyciu.
3. Puder - w kamieniu z Mary Kay, jako część mojego własnoręcznie ulepszonego kompaktu MK.
4. Róż - normalnie bym nie brała na taki krótki wyjazd, ale ten był częścią mojego kompaktu. Tu w neutralnym kolorze Sunny Spice (recenzja tutaj).
5. Cień w kremie/baza pod cienie - cień 02 Happy Preppy z limitki A New League (Essence). Swatch tutaj.
6. Cienie - normalnie ich też bym nie brała, ale są w moim kompakcie. Zabrałam neutralne matowe kolory Sweet Cream, Sienna i Espresso (MK). Recenzja tutaj.
7. Eyeliner/kredka - jako że eyeliner w żelu wymagałby dodatkowego pędzelka, zabrałam ze sobą czarną wodoodporną kredkę Jumbo (Sephora).
8. Tusz do rzęs - tu czarna Ultimate Mascara (MK), chyba w końcu na wykończeniu.
9. Podnośnik z limitki Hollywood's Fabulous 40ties (Catrice; kocham go!).
10. Błyszczyk/pomadka - czyli pomadkobłyszczyk z Avonu (chyba już niedostępny). Bardzo fajny, daje delikatny połyskujący kolor.

Po zebraniu tego wszystkiego do kupy jestem trochę w szoku, że mam aż tyle produktów z MK. No ale więcej już tego nie będzie - raz, że przeszli na ciemną stronę i testują na zwierzakach, a dwa, że produkty MK są strasznie drogie, a jak do tej pory nie trafiłam na żadnego absolutnego "muszmiecia", bez którego nie mogę żyć.

I dla zainteresowanych moim ulepszeniem kompaktu:

Zgodnie z założeniem MK w dolnej części kompaktu miały być aplikatory, ale ja wkleiłam do niej magnes i trzymam tam puder :) W górnej wymienione wyżej cienie i róż.

A Wy co zabieracie na wyjazdy?